|
Forum Ferajny Forum Świstaków
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mierzeja
Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Śro 22:11, 01 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
119
Snape gnał do swego laboratorium. Gdy otworzył drzwi, niedane mu było zacząć od razu pracy, gdyż Violet najwyraźniej prowadziła rozmowę z orangutanem. Dialog ten przedstawiał się następująco:
-Uuk. Uuk.
-Chlup, chlip.
-Iik! Uuk!!!
-Chlupup!
-Uuk! Ka ka iik! Iik!
-Chlup, chlip, bul.
-Dość tych czułości! – oznajmił Snape. – Umawiajcie się na randki gdzie indziej!
Gdy zamknął drzwi, natychmiast wyciągnął z dolnej półki opasłe tomisko i zaczął przerzucać kartki, mamrocząc:
-To tu było… Tak… Tylko gdzie… A! Jest!!!
Severus znalazł to, czego szukał na 828stronie księgi Ganet de Latere von Shulz pt:”Jeszcze o tym nie wiedziałeś? To dobrze ci tak!” z 1963 roku, wydanie osiemnaste, poprawione.
Mowa była właśnie o czymś podobnym do tego, co w tej chwili przedstawiała sobą pamięć Sam: „<i>Ewentualne niezrozumiałe zaniki pamięci można tłumaczyć dwojako: 1)ktoś dostał w łeb czymś ciężkim (czytaj: bardzo ciężkim), 2)zaklęcie było dość mocne. Oczywiście istnieje alternatywa szybkiego rozwiązania tego problemu. Eliksir (który został opisany w dodatku 2a do tej książki) powinien rozwiązać liczne problemy. W przypadku, gdy jednak mamy do czynienia z czymś tzn. urazem, którego powstanie nie jest dla nas zrozumiałe, powinno się przeprowadzić seans hipnozy, ale nie ten standardowy, tylko en-238, zwany również „Seansem Wewnętrznego Oka” (niezbędne rzeczy podane na liście28/37 załącznika 69d).</i>”
Severus rozejrzał się po gabinecie, poczym zaczął wyciągać z szuflad odpowiednie składniki.
***
-Jesteś ostatnim idiotą!
-Ależ Marie… - zaczął Voldemort, ale mu przerwano.
-Jeszcze słowo, a osobiście cię wychłoszczę! Nie waż się do mnie tak odzywać!
-To jak?
-Najlepiej wcale! Jak mogłeś coś takiego zrobić?!
-Ja chciałem ją na święta zaprosić. – zdołał wtrącić.
-Myślisz, że ci uwierzę?!?!
-Marie! Jak możesz…?
-Ty chyba zgubiłeś aparat słuchowy! Ile razy mam ci powtarzać, żebyś się tak do mnie odzywać nie ważył?!
-Ja nie chciałem.
-To dlaczego ona teraz jest w skrzydle szpitalnym?! – tu Babcia podeszła do Voldemorta. – Dlaczego nie ma pojęcia, kim jest?! No?! Wytłumacz się!
Cisza.
-A ja miałam nadzieję, że ty się kiedykolwiek zmienisz! Nie! Ty na zawsze pozostaniesz tym, kim jesteś! – tu telepnęła się gdzieś.
120
-Jest godzina 19.32. – oznajmiła Sam Potterowi, gdy ten się ocknął.
-?
-To dziwne. – doszła do wniosku. – Ale ja nie mam pojęcia, o co tu chodzi.
-Pocieszę cię. – tu Harry ziewnął. – Sorki, ale poprzednio również nie bardzo wiedziałaś, o co tu biega.
-?
-Jako Dziedziczka Mocy miałaś pewne, no jakby to powiedzieć, odchyły od ustalonych norm magicznych, ale oczywiście nie oznaczało to, że jesteś wariatką.
-Ja? Kim? Co?
-Ty naprawdę nic nie pamiętasz. – doszedł do wniosku Potter.
-Ty jesteś Potter. – stwierdziła.
-Nie o to mi chodziło.
-A o co?
-O pewne fakty dotyczące twojego życia, kolejności wydarzeń…
-Nie rozumiem.
***
-Nie mam zamiaru czekać, Poppy. To nie ma sensu. – oznajmił Snape pielęgniarce, gdy spotkał ją przy wejściu do gabinetu Dumbledore’a.
-O czym ty mówisz?
-O Sam i tej dziwnej amnezji.
-Nie masz chyba zamiaru zrobić jakiejś głupoty?
-Za głupotę uznałaś dwa oktogramy. – błyskawiczna riposta Snape’a zupełnie zaskoczyła Pomfrey. – Mam zamiar porozmawiać z Albusem, więc mogłabyś mi nie przeszkadzać!
***
-Cześć, Sam! Witaj, Harry! – jeśli ktokolwiek spodziewałby się czegokolwiek, tym czymś nie byłaby na pewno wizyta takiej ilości ludzi. Hermiona i Ron należeli do początku listy gości. Kolejne osóbki to Bu oraz Mirtle, Piecek z Chomikiem (ta ostatnia dziwnie spoglądała na Malfoya, którzy podążał na końcu).
-Cześć. – odpowiedział Potter. Sam wprawdzie też powiedziała „cześć”, ale zaraz zadała pytanie:
-Kim wy jesteście?
-Ty naprawdę nic nie pamiętasz. – doszła do wniosku Bu.
-Jej pamięć jest jak dyskietka po formatowaniu. – poinformował ludziów Potter.
-Jak co po czym? – spytał Longbottom, który również pojawił się w drzwiach.
-Mniejsza o szczegóły. – poinformowała ludziów Mirtle.
121
-Jesteście nieodpowiedzialni. – stwierdził Albus. Te słowa usłyszał Severus wchodząc do gabinetu i nie były one skierowane do niego. – Po prefektach można się było spodziewać czegoś lepszego. – kontynuował spokojnie Dumbledore.
-No właśnie. – stwierdził z zadowoleniem Severus, gdyż w tej chwili Albus patrzył w kierunku prefekta Gryfonów.
-Jak mogliście wykazać się taką nieodpowiedzialnością! – kontynuował Albus. – Zrozumiałbym, gdyby chodziło o jakąś bitwę na żarcie, ale konkurs pt.: „Kto dalej rzuci trampkiem” to już chyba lekka przesada.
-Następnym razem rzucajcie skarpetkami. – zasugerował Severus. – A teraz wynocha.
Prefekci pośpiesznie opuścili gabinet. Gdy zamknęły się za nimi drzwi, Albus spytał:
-Dlaczego ich wygoniłeś? Jeszcze nie skończyłem!
-Mam ich tu zawołać? – spytał Snape.
-Nie. – odparł Albus. – Usiądź i powiedz to, co masz do powiedzenia.
-A dlaczego jesteś tak pewny, że mam ci cokolwiek do powiedzenia? – spytał Miszczunio, sadowiąc się w fotelu.
-Nazwijmy to przeczuciem. – Albus wyciągnął butelkę z szafki. – Napijesz się?
-Nie.
Snape popatrzył na butelkę, potem na Albusa i znów na butelkę, poczym spytał:
-Dostanę tę butelkę?
-No przecież dopiero cię pytałem, czy się napijesz. – zirytował się Dumbledore.
-To jabłkownik. – upewnił się Severus, wyciągając butelkę z rąk dyrektora. – Tego mi brakowało. Dzięki! – i wybiegł z pomieszczenia.
Albus popatrzył na pustą szklankę, wzruszył ramionami i wyjął z szafki kolejną butelkę.
***
-Kim wy jesteście? – spytała po raz kolejny Sam.
-Ujmijmy to w ten sposób – powiedział Piecek. – my cię znamy, a ty nas nie.
-No właśnie. – przytaknęła.
-Jestem Piecek, a ludzie wołają mnie Michał, albo jeszcze inaczej. To jest Chomik. – tu wskazał na Chomika. – To Bu, Mirtle, Longbottom, a to ostatnie to Malfoy. – Piecek cedził.
-Ale to mi nic nie mówi. – oznajmiła Sam, próbując usiąść. – Mój łeb! Czy ktoś mi może wytłumaczyć, co tu się dzieje?
-Pewnie zarobiłaś czymś w stylu „Memorey” albo „Vergeslig” – powiedziała spokojnie Hermiona.
-Albo „Umnachtraget”. – dodała Chomik.
-Ale o czym wy rozmawiacie? – dopytywała się Sam.
-O tym, jakim zaklęciem dostałaś. – zabrał głos Ron.
-Zaklęciem?
-Jest gorzej, niż myślałam. – szepnęła Mirtle do Bu.
-Czy właśnie tłumaczycie mi, że jakiś szalony czarodziej w dość dziwny sposób zrobił coś, o czym ja nie mam pojęcia?!? – zirytowała się Mierzeja.
-Można to ująć i w ten sposób. – powiedział Piecek, cofając się kilka kroków.
-Malfoy! – głos należał bezsprzecznie do Severusa. – Natychmiast przyprowadź tych ludzi do mojego gabinetu!
-Szlamy przodem. – tu Draco skłonił się i zarobił w łeb, a dostał gipsem Chomika. Dziewczyna, przechodząc obok niego, stwierdziła:
-Ostrzegałam.
-No właśnie! – dodał Piecek.
***
-Ruszać się! – Malfoy po przejściu kilku korytarzy odzyskał nieco pewności siebie.
-Jeszcze jedno takie zdanie, a nie ręczę za siebie. – warknął Ron.
-Weasley, gęba na kłódkę i…
W tej chwili z różdżki Hermiony wystrzelił promień i zatrzymał się przed nosem Draco.
-Jeszcze słowo, a nie będziesz miał twarzy.
-Co ty sobie… - zaczął Ślizgon, ale mu przerwano.
-Do jasnego cukru! Co wy robicie? – głos niezaprzeczalnie należał do Snape’a. – Gryffindor traci dziesięć punktów za napastowanie kolegi na terenie szkoły, a panna Granger ma szlaban.
-Znowu. – mruknęła Bu.
-Panna Bu zaraz będzie miała trzy szlabany. Posprząta laboratorium, ale to potem…
-Dlaczego nie ja? – spytała Chomik, patrząc błagalnie na Severusa. – Ja też chcę!
Severus nie bardzo wiedział, o co chodzi, więc stwierdził tylko:
-Cisza! – po chwili zaś dodał: - Zabierać to i za mną! – tu wskazał na kilkanaście flakonów różnej barwy i kształtu.
-Tylko ostrożnie, panie Weasley, bo to może wybuchnąć. – stwierdził Miszczunio we właściwym sobie w tej chwili uśmieszkiem. Wszyscy pomaszerowali za Snapem do skrzydła szpitalnego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mierzeja
Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Śro 22:11, 01 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
122
-Nie mam zamiaru patrzeć bezczynnie na to, co ty będziesz robił. – ostrzegła Severusa Poppy.
-Świetnie. – stwierdził Miszczunio. – W takim razie potrzymaj. – tu wręczył pielęgniarce jakieś bliżej nieokreślone pojemniki.
-Nie zrozumiałeś. – powiedziała Pomfrey, gdy Snape rozstawiał wszystkich po kątach i wydawał polecenia. – Nie zgadzam się!
-To masz problem. – spokojnie powiedział Severus. – Potter! Dyktuj instrukcje Weasleyowi! – tu rzucił w kierunku Harry’ego opasły tom.
-W dalszym ciągu nie rozumiesz. – kontynuowała niezrażona Poppy.
-Oczywiście, że rozumiem twoje niezadowolenie z zaistniałej sytuacji. – Snape najwyraźniej nie zwracał uwagi na pielęgniarkę, a tym bardziej nie przywiązywał większej wagi do jej słów (a co z mniejszą wagą? – dop. Aurora), bo zaczął wlewać do kociołka ustawionego na jednym z krzeseł zawartość paru buteleczek, poczym oznajmił Hermionie i Chomikowi:
-Nie grzebcie się!
-Czy ty mnie słuchasz? – spytała Pomfrey, wręczając Snape’owi butelkę oznaczoną jako A/382/11. – Bo odnoszę wrażenie, że nie.
-I tu masz rację. – spokojnie stwierdził Severus. – Panie Piecek! Do jasnego cukru! Pospiesz się! Malfoy, podaj tę ropuchę. Nie! Nie, tę! Tę drugą, głąbie!
-Nie pozwolę ci zrobić kolejnej głupoty. – Pomfrey obstawała przy własnym zdaniu.
-Odnoszę wrażenie, że już to mówiłaś. – poinformował ją Severus, wyciągając z kieszeni butelkę, którą dostał od Albusa. Pomfrey momentalnie ją rozpoznała.
-O nie! Zabieraj się z tym jabłkownikiem!
-Mam pytanie. – odezwała się Sam. – Co się tu, do stu cukrów, dzieje?! Może mi wytłumaczycie.
-Nie w tej chwili, ale kiedyś na pewno. – zapewnił ją Miszczunio. – Bu! Podaj szklankę!
-Pustą? – spytała Gryfonka.
-Tak.
-Czystą?
-Tak! I mnie nie wkurzaj!
-Nie pozwolę, żebyś zrobił jakąś głupotę w mojej obecności. – ostrzegła Poppy.
-To wyjdź. – zaproponował Snape.
-Nie mam zamiaru.
-Ta może być? – spytała Bu, podając szklankę.
-Tak. – Severus nie zwracał uwagi na Poppy.
-Zaraz powiadomię dyrektora. – ostrzegła.
-Proszę bardzo! Droga wolna! – Snape wlał zawartość butelki do kociołka. Coś zabulgotało.
Pomfrey, kipiąc złością, wyszła, uprzednio podnosząc z ziemi laskę Sam i rzucając ją w stronę nieco zdezorientowanej dziewczyny, a następnie trzaskając drzwiami.
-Nie gapić się! Do roboty! – wrzasnął na zdziwionych ludzi Snape.
Sam oglądała laskę i nie miała chyba pojęcia, co to jest.
Severus podsunął jej szklankę i stwierdził:
-Wypij i lepiej nie zastanawiaj się, co to jest.
Sam wypiła i zadała pytanie:
-Pozwolenie na alkohol?
-Nie zastanawiaj się. Chodź. – polecił.
-Gdzie? – spytała.
-Nie pytaj, tylko chodź. Potter, pomóż jej.
-Ale dlaczego? – spytał Harry.
-Daj sobie spokój. – stwierdziła Sam. – Łeb mnie boli, ale nie aż tak, bym potrzebowała twojego jakiegoś tam ramienia w celach podporowych.
Severus wziął Sam pod ramię mimo jej protestów.
-Proszę mnie puścić! Mam to coś – tu wskazała na laskę – i mam nadzieję nie przewracać się, bo to chyba nie byłoby dobrym rozwiązaniem. Proszę mnie puścić! – tu wyszarpnęła rękę.
-Jeśli natychmiast się nie uspokoisz, to… - zagroził.
-To co? – spytała Chomik, robiąc maślane oczy do Severusa. Kilku ludzi to zauważyło i tych kilku ludzi nie cieszyło się, gdyż tych kilku ludzi, to było trzech ludzi, a mianowicie: Piecek – który się pienił, Draco – który spuścił zrezygnowany wzrok i potrząsnął głową w niemym geście protestu przeciw takiemuż traktowaniu zakochanego ludzia, czyli siebie, oraz Severus Snape – który oznajmił:
-Masz szlaban.
-Mogę posprzątać pańskie laboratorium? Proszę! – Chomik złożyła łapki.
-Ludzie, ratujcie! – zagrzmiał Snape, Gryfonkę zaś zapytał: - Dobrze się czujesz?
-Tak.
-To do roboty!
-Nie ma jak siła ludu. – mruknęła Mirtle, podgrzewając coś, co widziała pierwszy raz w życiu, a mianowicie kociołek z czymś tam, o czym nie miała pojęcia.
-Nie mamrotać tam pod nosem! – zagrzmiał.
Sam nie została poświęcona uwaga przez wystarczająco długą chwilę, by oparła się o laskę i obserwowała zaistniałą sytuację, poczym stwierdziła:
-Tylko w dżemie siła drzemie.
Hermiona popatrzyła na nią i stwierdziła:
-Ona jest wstawiona…
-I to nieźle. – dodał Ron.
-Nie wiem, o co wam chodzi (hik!) – oznajmiła Mierzeja, próbując zogniskować na czymś konkretnym wzrok. Severus podszedł do niej, obejrzał z każdej strony i mruknął sam do siebie:
-Bardzo dobrze! Accio krzesło! – poczym posadził na nim Sam albo ona raczej na nie opadła.
-Dlaczego wszystko kołuje, i co panowie (hik!) tu robią, i kim panowie są? – spytała.
-Wszystkie składniki do kociołka. – zarządził. – Ruszać się.
Gdy tylko wszystkie składniki znalazły się tam, gdzie należy, uczestników czegoś, o czym nie mieli pojęcia, dobiegł jej śpiew.
-„Zakręcona, zakręcona! Zakręcona, zakręcona!”
-Ustawić się w kręgu. – oznajmił Severus tak, jakby tego nie słyszał. Nikt się nie ruszył. – Jazda!!!
Gdy Hermiona, Ron, Neville, Draco, Harry, Bu, Andy i Chomik stanęli w kręgu, podpłynęła do nich taca, na której stały jakieś czareczki.
-Co to? – zainteresował się Harry.
-Rozcieńczony wywar z tego kotła. – burknęła Bu.
-Macie to wypić. – polecił Severus.
Andy i Ron spojrzeli na to, co było na tacy, następnie na Severusa i padło pytanie:
-Czy ma pan nas zamiar upić? Otruć?
-Nie! To spowoduje tylko rozluźnienie, odprężenie i wzmożoną aktywność pola magicznego dotyczącego dogłębnego postrzegania przeszłości.
-Tu chodzi o rytuał „Zapomnianej Karty” związany z serią seansów Wewnętrznego Oka. – podekscytowała się Hermiona, sięgając po czarkę. – A to jest „Pamięć Absolutna”.
Dziewczyna powąchała opary, a następnie wypiła napój. Wszyscy osłupieli, oczywiście z wyjątkiem Sam, gdyż ona w tej chwili nuciła coś pod nosem (Ron miał rację! Była nieźle wstawiona).
-No co? – spytała Hermiona. – Zrobiłam coś nie tak?
Nikt się nie odezwał, tylko wszyscy zgodnie sięgnęli po wywar. Snape też się uraczył, poczym oznajmił:
-Teraz wyrysujemy „Obręcz Czasu”. – tu zaczął kreślić skomplikowane runy. Pomagały mu Hermiona i Chomik. Ta pierwsza, bo umiała i musiała (bo jakby się tu własną wiedzą nie popisać?!); ta druga, bo umiała i chciała (by Severus ją zauważył).
Gdy tylko runy zaczęły jarzyć się oktarynowym światłem, Snape polecił, by wszyscy usiedli we w miarę równych odstępach na obrzeżach zewnętrznego kręgu. Miszczunio był bardzo zdziwiony, iż jego polecenia są wykonywane tak szybko i tak dokładnie. Sam (tzn. osobiście ma się rozumieć) usiadł pomiędzy Bu a Chomikiem. Wpływ napojów tego typu na małe zwierzątka nie jest jeszcze znany, więc Severus nie zdziwił się zbytnio, gdy Gryfonka po jego lewicy zaczęła powoli i systematycznie tracić kontakt z rzeczywistością.
Przypomnienie sobie formuły inauguracyjnej nie poszło mu łatwo, ale jednak oznajmił donośnym tonem:
-„Ty PANI jedna z pierwszych, jedyna nieznana! Ukaż nam, co zakryłaś swym płaszczem, co nie może dziś do nas dotrzeć! Ostatniaś, przybywaj!”
W kręgu zawirowało.
***
Poppy chciała otworzyć drzwi, ale nie mogła, Dumbledore również.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mierzeja
Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Śro 22:12, 01 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
123
Pojawienie się postaci w czerni było tym dziwniejsze, że nikt się nie spodziewał, że rytuał przywoła kogokolwiek. Na ramieniu gościa siedział gołąb.
-Znowu. – mruknęła z niezadowoleniem postać. – Czego chcecie? – to pytanie zwróciła do ludzi.
-Wskaż nam, pani zaświatów, ścieżkę pewną, po której stąpając w ciemnościach… - miarowo recytowała Hermiona, ale jej przerwano.
-Czego chcecie?! Proszę krótko i zwięźle! – tu gość podparł się kosą. – I nie jestem żadną panią!
-Pokaż nam Ducha Wiedzącego, Ducha Czasu… - Chomik, mimo że była podpita, nie straciła jasności umysłu.
-Dobrze, ale mogę się dowiedzieć, kim ona jest? – tu wskazał na Chomika.
-To Chomik. – stwierdził Ron. – A w kręgu jest Sam.
-Sam? – Śmierć obrócił się i popatrzył na dziewczynę, która dziwnie mu się przyglądała. Zapadła cisza i padło pytanie ze strony Sam:
-Dziadku? Co ty tu robisz?
Severus doskonale wiedział, że dziewczyna nie jest pijana, tylko nie wiedział, dlaczego, jak również zrozumiał, że Sam coś pamięta.
Mierzeja podeszła do Śmierci, wzięła go za rękę i spojrzała mu w oczy. – Fajnie, że jesteś, ale co ja tu robię?
-Krótki zanik pamięci. – Śmierć udzielił węzłowatej odpowiedzi.
-To wszystko wyjaśnia. – doszła do wniosku Mierzeja, poczym spytała: - Dlaczego mnie tak boli głowa?
-To wypadek związany w Potterem i Czarnym Panem. – oznajmił Severus.
-Wytłumacz jej, co i jak, bo ja mam robotę. – tu Śmierć wyciągnął klepsydrę z napisem Grace Prantet i zniknął.
Do pomieszczenia wpadła Poppy, a gdy tylko zrozumiała, że się spóźniła, nie przejawiała najmniejszych oznak wesołości.
-Więc zrobiłeś to. – wycedziła.
-Co? – spytała półprzytomnie Mirtle, podnosząc się z podłogi.
-Nie miałeś prawa. – dołączył się Albus, stając w progu.
Hermiona otrzepała szatę i stwierdziła:
-To było niezbędnie konieczne.
-To było niebezpieczne. – warknęła Pomfrey.
-Czy wy zawsze musicie się kłócić? – spytała Sam, opierając się na lasce. Wężowe oczy były niebieskie (do tej pory były bezbarwne. Stały się takie, ale dopiero po pewnym czasie, gdyż taki jest wpływ Śmierci na przedmioty magiczne).
-Ona pamięta. – stwierdził Snape, kierując te słowa do Dumbledore’a.
-To cię nie tłumaczy. – odparł Albus.
-Przepraszam. – odezwała się Sam. – To co może kogokolwiek z czegokolwiek tłumaczyć?
-Nic. – warknął Severus. – Wszyscy jazda do dormitoriów! Ale już!
Wszyscy wyszli, oczywiście oprócz Sam i nauczycieli.
124
-Tak właściwie to co się stało? – spytała Bu.
-Nic szczególnego. – odparła Hermiona. – Po prostu przywołaliśmy Śmierć i Sam wróciła pamięć. Napój przestał działać i wszystko jest w jak najlepszym porządku.
-Śmierć? – spytał Malfoy gdzieś z lewego skrzydła pochodu.
-A czegoś się spodziewał? – sarknął Harry, maszerując koło Andy. – Króliczka Wielkanocnego?
-Potter, zamknij się! – Draco był zły.
-Jak się wyrażasz! – przed Malfoyem wyrosła jak spod ziemi Chomik i ona też chyba nie była w najlepszym humorze.
-Jesteś bardzo miła. Doceniam, że się do mnie odezwałaś. Ubolewam jedynie, że dopiero w tej chwili i w tych okolicznościach zwróciłaś ku mnie swą uwagę. – Malfoy zrobił wymowny gest, tylko nie wiem jaki.
-O czym ty cukrzysz? – spytała Andy, wychylając się zza ramienia Chomika.
-Właśnie powiedziała, że zostanie moją dziewczyną. – oznajmił Draco z zadowoloną miną. – Rzuciła cię. – zakomunikował Pieckowi.
-Draco? – tu Chomik popatrzyła na niego.
-Tak?
-Oto naznaczam cię znakiem Agresora. – tu Malfoy zobaczył szybko zbliżającą się piąstkę Chomika, która trafiła go w nos. – I powierzam cię opiece lekarza.
Malfoy się zachwiał i tu do akcji wkroczyła Sam, telepiąc się idealnie, by trafić Draco obcasem w stopę. Następnie oznajmiła do Ślizgona, który padał:
-Naznaczam cię mym obcasem i powierzam cię opiece ortopedy.
Wszyscy spoglądali na nią zdziwieni.
-Mogłabyś go telepnąć, żeby tu nie leżał. – stwierdziła Hermiona po dość długiej chwili milczenia.
-Masz rację. – zgodziła się Sam. – Niech nie zaśmieca korytarza, bo to psuje wizerunek szkoły. – tu wyciągnęła przed siebie dłoń i Draco zniknął.
-Obawiam się – zaczął niepewnie Ron. – że nie chodziło tu o coś takiego.
-Masz rację. – odparła Mierzeja. – Ale trudno.
I poszła sobie.
***
-Jak się wytłumaczysz? – spytał Albus Severusa. – Z grupą nastolatków przywołujesz Śmierć i wysyłasz Pottera do wieży bez konsultacji z Poppy oraz pozwalasz mu pałętać się po szkole…
W tej chwili Malfoy został telepnięty, gdzie trzeba.
-…co powoduje takie, a nie inne skutki. – dokończył dyrektor, wskazując na Malfoya.
-Najwyraźniej się sam prosił. – mruknął Snape.
-Będę zmuszony dać jej szlaban. – ostrzegł Dumbledore.
-Nie chciałbym być w twojej skórze, gdy jej to powiesz. – stwierdził Severus, dając w ten sposób do zrozumienia, iż przewiduje rychłą klęskę tej wyprawy, mającej oznajmić Sam jakieś tam ewentualne ograniczenia w czymś tam. Miszczunio był tego zdania, gdyż:
1)Sam to Sam i nic tego nie zmieni
2)Pokrętność logiki Mierzei ściąga na wszystkich nieoczekiwane rzeczy (podczas jednaj z wycieczek szkolnych wprost błagano Sam, by przestała prześladować jednego z kolegów przy użyciu skórki od banana, ściany i kowadła. Prośby dotyczyły sposobu użycia tych produktów. Pan Termer zasugerował stosowanie wyżej wymienionych rzeczy w możliwie długich odstępach czasowych. Sam odpowiedziała, że nie wie, o co chodzi, ale prześladowania trwały. Przytoczony fragment należy do jednej z „Wielu opowieści dziwnych” i dotyczy tego, co się działo, dzieje itp.
3)Zanim porozmawiasz z Nehrung, spisz testament
4)Postaraj się jej nie denerwować dla własnego dobra
5)Nie uciekniesz Mierzei.
Wyżej wymienione argumenty powinny przekonać każdego, by ograniczył rozmowy z Sam do minimum, a złe nowiny powinno się dostarczać jej przez posłańca, przy czym należy się liczyć ze stratami w ludziach.
-To nie ma znaczenia. – odparł dyrektor.
-Co? – spytał Severus.
-Powiadamianie jej.
-Masz rację. – zgodził się Snape. – Ona na pewno nie przejęłaby się tym, co mówię, mówisz, ktoś inny mówi…
-Dobrze się czujesz? – spytał Albus z wyraźną troską w głosie.
-Wszyscy mają zakaz weekendowych wyjść do Hogsmeade?
-Usiądź. – zaproponował Dumbledore, niemal siłą sadzając Severusa na krześle.
-Tak czy nie?
-Tak.
-To dobrze. – głos Severusa sprawiał wrażenie inne niż normalnie.
-Zawołam Poppy. – oznajmił Snape’owi i wyszedł szukać pielęgniarki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mierzeja
Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Śro 22:12, 01 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
125
-Mam pytanie. – odezwała się Chomik po chwili ciszy.
-Tak? – zainteresowała się Sam, robiąc niewinną minę.
-Nie mogłaś tego zrobić wcześniej? – Chomik obejrzała swą lewą łapkę i doszła do wniosku, że poniosła ofiarę dla dobra narodu (rewolucji, kraju, wolności, pokoju, honoru czy takich tam różnych rzeczy).
-Nie. – odparła zgodnie z prawdą.
***
-Co mu jest? – spytał Albus Poppy.
-Żyje. – stwierdziła pielęgniarka.
-Ale co mu dolega? – dopytywał się Dumbledore.
-Co masz na myśli, mówiąc „mu”? – zirytowała się pielęgniarka. – I dlaczego w każdym zdaniu używasz słowa „co”?
-To wpływ Sam na istoty żywe. – oznajmił ni z tego, ni owego, tylko z czegoś innego Severus.
-Przecież ich jest dwóch. – oznajmiła Pomfrey z miną nie wróżącą nic dobrego.
-Czy to coś zmienia? – zainteresował się Albus.
-Nie. – stwierdziła Poppy i wymownym gestem wskazała dyrektorowi drzwi.
***
-No to na razie. – powiedziała Sam i odeszła spokojnym krokiem, kręcąc młynka laską
Po chwili odezwał się Ron.
-Cześć.
Po korytarzu nie powinny przechadzać się przeciągi, ale w tej chwili jakiś przebiegł tam, gdzie stał Gryfon, powodując niezrozumiałe uczucie wszechogarniającej paniki.
-Tylko spokojnie. – stwierdziła Hermiona. – Tu nie ma nic, co sprawiałoby wrażenie inne niż normalnie.
-Obawiam się, że jesteś w błędzie. – odezwał się Ron, patrząc na uciekające pająki.
-Albo mi się wydaje, albo coś tu jest nie tak. – powiedział Piecek.
-Gryffindor traci dziesięć punktów. – oznajmił Prince Grass z wielce zadowoloną miną.
-Za co? – spytała Bu trochę zdezorientowana.
-Za włóczenie się po szkole podczas ciszy nocnej.
-Przepraszam. – odezwała się nieśmiało Chomik. – ale mam wrażenie, popraw mnie, jeśli się mylę, że twój zegarek chodzi według czasu europejskiego, czyli godzinę do przodu, czyli jeszcze nie ma ciszy, więc nie możesz nam odjąć punktów.
I Gryfoni sobie poszli, zostawiając zdziwionego Prince’a na korytarzu.
-Okłamałaś go! – syknęła Hermiona. – Jest za dziesięć jedenasta!
-No i co z tego? – spytała Chomik. – Wolałabyś stratę punktów?
-Nie.
-To nie wiem, o co ci chodzi!
***
-Doskonale rozumiem twoją desperację, ale mogłeś jej nie upijać. – zaczął Dumbledore.
-Nic jej się nie stało. – powiedział Snape.
-Rozumiem również, dlaczego nie powinienem dawać jej szlabanu.
-Prosiłam pana! – zagrzmiała Poppy. – Won! W tej chwili!
126
Ranek dnia pańskiego piętnastego grudnia był nie tym, czym miał być. Niedzielne śniadanie zapowiadało burzę, aczkolwiek nie zapowiadało to deszczu lub czegoś innego, tylko śnieg z piorunami.
Snape siedział przy stole nauczycielskim i żłopał kawę.
Obok Syriusz i Lupin robili toż samo, trwając pochyleni nad filiżankami.
Albus zajmował się swą owsianką, która obficie dymiła.
Prince żarł jakąś kanapkę.
Ron i Harry oraz dziewczyny zupełnie nie zwracali na nic uwagi, pochłonięci jedzeniem.
Sam patrzyła z wyraźną niechęcią na cały stół. Od rana kichała na prawo i lewo, na każdego i na wszystko, i w tej chwili właśnie wycierała nos.
Do sali wszedł Rasemus Vilages i, podszedłszy do stołu nauczycielskiego, spytał:
-Dlaczego są tu wszyscy?
Albus spojrzał na niego z czymś wyraźnym w oczach, co mogłoby być zdziwieniem, gdyby nie było litością.
-To śniadanie. – wyjaśniła zamiast dyrektora Minerwa, nalewając sobie soku. – Siadaj, jedz i daj ludziom święty spokój.
Nic nie zwiastuje burzy na bezludnej wyspie. Nikt nie powie rozbitkowi, że powinien zatarasować drzwi, zakneblować okna, a znalezione kosztowności schować w piwnicy. Nikt mu tego nie mówi, bo:
1)rozbitek jest najprawdopodobniej sam
2)jeśli ktoś by mógł mu powiedzieć, to drugi rozbitek, ewentualnie tak samo niedoinformowany jak on
3)radia nie lubią wody i ewentualna prognoza pogody została niewysłuchana
4)któż nie lubi niespodzianek
Dlatego też nikt nie spodziewał się, że numerolog po wypiciu mleka („Pij mleko! Będziesz wielki (wieki?)!”), oznajmi dyrektorowi:
-Mam dla pana dziwną wiadomość.
-Tak? – zainteresował się Albus.
-Przyniósł ją albatros – tu wyciągnął jakiś rulon z kieszeni. – Nic z niej nie rozumiem. To znaczy z instrukcji dostawczej. – tu wyciągnął kartkę. Widniało na niej kilka pokrętnych piktogramów, „Sam” i pieczęć.
Albus popatrzył zdziwiony i powiedział:
-Co to za bazgroły?
Sam spokojnym krokiem przemierzyła salę w kierunku wyjścia.
-Czy ktoś wie, o co chodzi? – zainteresował się Lupin.
-Jedyne, co rozumiem, to Sam. – doszedł do wniosku Syriusz, wychylając się zza ramienia Minerwy.
-No coś ty? – sarknął Miszczunio.
Severus nie podnosząc głowy znad filiżanki oznajmił donośnie:
-Sam! Przesyłka do ciebie!
Zaciekawiona dziewczyna zawróciła i podeszła do nauczycielskiego stołu. Severus wyciągnął kartkę z ręki Albusa i podał ją Mierzei.
-Jeśli wiesz, co to jest, to nam powiedz. – zaproponowała Minerwa.
Sam popatrzyła na kartkę i jej oczy niemal wyszły z orbit. Podparła się laską i zaczęła tłumaczyć.
-„W wyniku rozstrzygnięcia…” ławka? Nie… mała piłeczka? Nie…”…konkursu, szkoła dostanie nowego nauczyciela…” … wrzeciono… „…języków obcych – nazwisko zwycięzcy…” …za górą… „…poniżej.” – dokończyła.
-Po jakiemu to? – spytał Lupin.
-Po agatejsku. – poinformowała ich Sam. – Ludzie! Konkurs wygrałam!
Wszyscy na sali spojrzeli na nią, ale jej już nie było. Zapieczętowanej wiadomości też.
127
Chomik była zdziwiona.
Chomik była wściekła.
Chomik czuła się osaczona przez ludzi i różne inne tego typu istoty, wliczając orangutana, który próbował z nią porozmawiać, a brzmiało to tak:
-Uuk.
-Nie mam ochoty na rozmowę.
-Uuk, iik!
-Chcę wyjść!
-Iik.
-Chcę spokoju!
-Uuk. Eek iik.
-Odcukrzcie się wszyscy ode mnie! – tu pobiegła daleko (czytaj: szybko i bardzo daleko).
Wpadła do łazienki na trzecim piętrze i ze zdziwieniem zobaczyła Sam czytającą coś, co wyglądało jak jakiś pergamin.
-Co to? – spytała.
-Opis miejsca, gdzie wyląduje profesor od agatejskiego. – wyjaśniła Sam.
-A gdzie to? – zainteresowała się Chomik.
-Chodź. – tu Mierzeja chwyciła Gryfonkę za rękę i telepnęły się poza teren szkoły.
***
-Na co ona sobie pozwala?! – oburzył się Albus.
-Wygrała konkurs-dobrze. – powiedział Severus. – Dostaniemy nauczyciela-jeszcze lepiej. A tak właściwie to o co ci chodzi?
-Zabrała pergamin. – zauważyła McWiadomoKto.
-Jak było do niej zaadresowane, to co się dziwicie? – warknął Syriusz.
***
-Czy my wiemy, na kogo czekamy? – spytała Chomik, gdy wraz z Mierzeją stały na przystanku autobusowym.
-Na faceta. – doszła do wniosku Sam, oglądając dokładnie pergamin.
Podjechał autobus – najbardziej zdezelowany, jaki w życiu widziały. I nikt z niego nie wysiadł… oprócz małego, okrągłego człowieczka w okularach. Stanął on na krawężniku i nic.
Chomik popatrzyła na Sam, a Sam na Chomika i razem spytały:
-A gdzie pański bagaż?
-Ba-gaż? – zdziwił się człowieczek.
-On chyba nie rozumie. – mruknęła Chomik.
-Popieram tę tezę. – odparła Sam i powiedziała do ludzia po agatejsku: - Gdzie jest pańska… koślawa nasturcja… zegarynka… e… walizka? Panie… Bryła Wymiocin Jaskółki… tfu! Magu?
Człowiek popatrzył na Sam, potem wyciągnął kartkę i przeczytał:
-Jest mi miło poznać zwyciężówkę konkursu. – popatrzył niepewnie na Sam, poczym kontynuował: - Być ja zaszczyt co móc pracować w wielka szkoła magii.
-Nam też jest miło. – mruknęła Chomik.
Zza gostka wychyliła się nieśmiało skrzynia na nóżkach.
-Sam? To twoja walizka? Co ona tu robi?
-To nie moje. – wyjaśniła Mierzeja. – Moje ma nieodgadniony wyraz na wieku, a to nie ma.
-Czy czekać mnie długo podróż do szkoła? – spytał.
-Jak się pan… wymiękać… nazywa? – spytała Sam.
-Trzy Opuszczone Miasta Samer. – tu gość się skłonił.
-Co on powiedział? – zainteresowała się Chomik.
-Trzy Opuszczone Miasta Samer. – powiedziała Mierzeja, poczym chwyciła nieco zdziwionego człowieczka za rękaw kimona, Chomika za szatę i telepnęła się do Hogwartu. Bagaż pognał piechotą.
***
-Witam! – oznajmił Dumbledore.
Trzy Opuszczone Miasta najwyraźniej nie rozumiał.
-Może potrzebny jest tłumacz? – zasugerował Syriusz.
-Ale czy ktoś wie, w jakim języku on mówi? – wtrąciła Minerwa.
-Po agatejsku. – w drzwiach gabinetu dyrektora stała Sam. – Właśnie powiedział, że jest zaszczycony, że przodek raczył na niego spojrzeć.
-Co? – numerolog najwyraźniej nie wiedział, o co tu chodzi.
-Nasz gość dziwi się tej „konstrukcji wzniesionej rękami tytanów”.
-Może pokażmy mu jego pokój? – zaproponował Severus.
***
-Severusie – zaczął Dumbledore. – chciałbym, abyś się zgodził.
Snape milczał, więc dyrektor kontynuował.
-Tylko ten jeden raz. To da nam czas na poprawienie planu.
-Ale tylko jutro? – upewnił się Miszczunio.
-Oczywiście.
-Więc może być.
-Dzięki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mierzeja
Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Śro 22:12, 01 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
128
Poniedziałek malował się na niebie w postaci ciemności panującej za oknem. Sam szła korytarzem. Była 6.30, co oznaczało porę dość wczesną. Nagle wpadła na Trzy Opuszczone Miasta.
-Przepraszam.
-Nic nie szkodzić. – odparł gość.
-To naprawdę nie była… - Sam płynnie albo w miarę płynnie przeszła na agatejski. - …skrobaczka do marchwi… otchłań przepastna… niczyja wina.
-Możesz mi wytłumaczyć, o co tu chodzi?
-Nie.
-A… dzięki. – i poszedł sobie.
Sam wzruszyła ramionami i poszła do wielkiej sali.
***
-Witam. – oznajmił Trzy Opuszczone Miasta.
-Kto to jest? – spytał Malfoy.
-To nauczyciel języka obcego. – poinformowała go Hermiona.
-Co on tu robi? – spytał Harry.
-Naucza. – warknęła Sam.
-Na eliksirach? – zdziwiła się Chomik.
-Wolałabyś eliksiry? Bo ja nie. – odezwała się Bu.
-Ja być tu cel nauczyć mój język, która bardzo skomplikowana będziemy.
-O czym on cukrzy? – spytał Harry.
-O tym, a nie czym innym. – doinformował go Ron.
-Czy mnie ktoś understuje? – spytał nauczyciel,
Sam podniosła rękę.
-Możesz im to przetłumaczyć? – spytał po agatejsku.
-Spoko. – odparła normalnie. Samer zaczął mówić, a ona zaczęła tłumaczyć. – Przeszkoda w ruchu lotniczym… regulamin… nieprzejrzystości włości? pracy na pomoście… linii wysokiego napięcia… lekcji.
-Co? – szepnęła Bu.
-Regulamin lekcyjny. – sprostowała Chomik.
-Zbrukane schody świętej sadzawki… niezbędnik podręczny… nie udzielać… paragrafista… odpowiedzi na… środek spulchniający ryż… nie zadane pytanie. Taszczyć na stugłowym borsuku… nie odzywać się… stara kaczka… głowonóg… bez… karkołomna wspinaczka… pytania. To aranżacja… kostka z lewego skrzydła wymarłego gada… koniec. – dokończyła Sam.
Po chwili Trzy Opuszczone Miasta napisał na tablicy jakieś gryzmoły.
-To pracownik domowa. – oznajmił i poszedł sobie.
Zabrzmiał dzwonek, ale nikt się nie ruszył. Trwała prawie niczym nie zmącona cisza. Tym czymś była rozbieżność dotycząca interpretacji treści polecenia pracy domowej.
-To znaczy „Nie rozumiesz to dobrze”. – przekonywała Chomik.
-Nie! To jest „Wylicz znaczenia słowa…” – to Andy.
-Nie masz racji!
-A właśnie że mam!
-Nie!
-Tak!
-Nie!
-To oznacza „Napisz wypracowanie w postaci eseju na dwa zwoje pergaminu albo osiem kartek papieru ryżowego o wpływie pływów morskich na czystość wody”. – przetłumaczyła Sam.
Zapadła cisza. Po chwili dało się słyszeć pytanie:
-Na kiedy?
-Po jakiemu? – zainteresowała się Chomik.
-Po agatejsku. – stwierdziła Sam i wyszła.
129
-Potter do odpowiedzi! – warknął Severus.
Harry spojrzał na Rona, wzruszył ramionami, wstał i podszedł na środek.
-Wymień mi podstawowe składniki trucizny parantycznej piątego stopnia.
Potter zastanowił się i…
-Chrząstka żaby, krew nietoperza-gacka dwukrotnie fermentowana, wydestylowana żółć z wątroby smoka…
-Wystarczy. – przerwał ma Snape. – Gryffindor traci dwa punkty za arogancję kolegi.
Potter pokręcił głową i usiadł na swoim miejscu. Przechodząc obok Sam szepnął:
-Dzięki.
-Nie ma za co. – usłyszał i miał wrażenie, że tylko on to słyszy.
***
-Sam, zostań. – zażądał Severus, gdy zabrzmiał dzwonek.
Mierzeja, niewiele myśląc, stanęła i spytała:
-O co chodzi?
-Odnoszę wrażenie, że pomogłaś Potterowi przy odpowiedzi.
Ostatni uczniowie opuścili w panice klasę, zamykając za sobą drzwi.
-Och! Czy to ma jakiekolwiek znaczenie, skoro i tak odjął mu pan punkty? – żachnęła się.
-Wszystko ma znaczenie. – powiedział Snape, nieco zdziwiony jej odpowiedzią. – To był Gryfon! Gryfonom się nie pomaga!
-A co to ma do rzeczy? – spytała.
-Mógłbym potraktować twoje zachowanie jako zdradę stanu. – ostrzegł.
-I myśli pan, że bym się tym przejęła, panie profesorze? – wypowiedziawszy to pytanie, spojrzała wymownie na Severusa, który, dostrzegłszy to coś w jej wzroku, próbował udać, że tego nie zobaczył.
-Mogę dać ci szlaban. – stwierdził.
-Szlaban i zdrada stanu? – spytała, ale było to chyba jedno z tych pytań bez odpowiedzi. – Czyżbym była zmuszona wysłuchiwać pańskich nędznych insynuacji?! – laska w jej ręku rozbłysła na chwilę.
-Jak ty się wyrażasz do nauczyciela?!
-A na co sobie pan pozwala?! – tu obróciła się i chciała wyjść, ale Snape chwycił ją za ramię.
-Proszę mnie nie dotykać! – zażądała lodowatym tonem.
-Nie dokończyłem. – wycedził.
-Doskonale wiem, że sprawiam panu wystarczająco dużo problemów, więc proszę się nie martwić! To, że żyję, drugi raz się nie powtórzy!
-O czym ty cukrzysz, dziewczyno? – spytał zdziwiony.
-O tym, a nie o czym innym! Dobrze, że nie zna pan moich możliwości, panie profesorze, bo mógłby pan zawału serce dostać!
-Co ty znowu zrobiłaś? – zainteresował się Snape. – I daruj sobie to „panie profesorze”!
-To jak mam do pana mówić? Może Severusie? – uśmiechnęła się dziwnie.
-Uczniowie nie powinni zwracać się do nauczycieli po imieniu. – odparł.
-To nie ma znaczenia. Więc jak mam do pana mówić?
-Proponowałem ci kilka dni temu, byśmy mówili sobie po imieniu. – przypomniał jej. – Ale ty odmówiłaś. Dziś sama wysunęłaś taką propozycję, co jest dla mnie tak samo niezrozumiałe, jak każde twoje zachowanie, wliczając również podpowiadanie Potterowi.
-?
-Jak to zrobiłaś? – spytał Snape.
-Jest zestaw cech – zaczęła niepewnie Sam – które łączą mnie i Harry’ego.
-Jesteś wężousta? – spytał.
-Tak, ale nie wiem, które cechy magiczne bardzo rzadko spotykane ma Harry. – powiedziała powoli.
-A ja głupi sądziłem, że się telepatią posłużyłaś. – stwierdził.
-Czy to ma jakieś znaczenie? – spytała Mierzeja.
-Może mogłabyś użyć jego różdżki. – zamyślił się Snape.
-Ale po co? – spytała Mierzeja.
-To ważne. – oznajmił ni z tego ni z owego i dodał. – Po lunchu tutaj!
I wybiegł w poszukiwaniu Pottera.
Sam wzruszyła ramionami i telepnęła się na zielarstwo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mierzeja
Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Śro 22:13, 01 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
130
Pora przed lunchem upłynęła wszystkim spokojnie, gorzej było po.
Severus zatrzymał wychodzącego Pottera słowami:
-Panie Potter! Mam do pana kilka pytań.
Harry całkiem zdezorientowany stanął i patrzył dziwnie na Snape’a.
-Tak? – wydukał po chwili.
-Proszę za mną. – i sprowadził Pottera do lochów.
***
Tym, co dało się zauważyć bez wyraźnego wyostrzania wzroku, była galareta. Severus stwierdził:
-Idź do biblioteki.
-Już idę. – odparł Harry.
-Nie ty, ona.
-?
-Galareta.
Violet popłynęła chlupocząc po drodze.
***
Sam siedziała na ławce i coś czytała. Severus bezceremonialnie wyczarował jarzący się napis „Siadanie na stołach zabronione!”. W ich świetle Harry spostrzegł, że dziewczyna jest dziwnie blada.
-Potter, daj swoją różdżkę Sam. – zażądał Snape.
-Co? – Harry nie wiedział, o co chodzi.
-Accio różdżka Pottera. – mruknęła Sam i Potter nie zdążył złapać różdżki, gdy ta wyleciała nagle z kieszeni szaty. – I co teraz?
-Postaraj się nią posłużyć, celem spowodowania pana Pottera niewidzialnym.
Nic się nie stało.
-Trzymaj. – Mierzeja oddała Potterowi różdżkę. – Wiedziałam, że tego typu działanie pozbawione jest sensu.
-Dlaczego to zrobiłaś? – spytał Harry.
-Co zrobiła? – zainteresował się Severus.
-Dlaczego zablokowałaś moc? – Potter spojrzał na nią z wyrzutem. – Nie powinnaś tego robić.
-Nie rób mi wykładów! – oburzyła się Sam. – Nie jesteś moją niańką! Doskonale wiem, ile mnie to kosztuje! – podparła się laską i chwiejnym krokiem wyszła z pomieszczenia. Nikt jej nie zatrzymał.
-Znowu zablokowała moc? – zainteresował się Snape.
-Nie wiem dlaczego, ale to robi.
-Nie chce jej uwolnić, bo zdaje sobie sprawę z zagrożenia. – zamyślił się Snape. – By zablokować moc potrzebny jest odpowiedni podręcznik.
-Obawiam się, że go znalazła. – Harry pochylił się nad tomem, który czytała Mierzeja. Księga otwarta była na stronie 324, rozdział VIII „Skutki uboczne”. Długa kolumna zaczynała się od „silnych krwotoków z nosa” i liczyła sobie ładnych parę stron.
Gdy Severus podniósł głowę znad książki, w lochu nikogo nie było, tylko drzwi kołysały się na jednym zawiasie.
131
-Sam! Stój! Tak nie można! – Potter dogonił ją po szaleńczej pogoni na trzecim piętrze. Weszła do toalety, a raczej do niej wbiegła. Po chwili zastanowienia wszedł za nią.
-Harry Potter. – głos niezaprzeczalnie należał do Jęczącej Marty.
-Cześć, Marto. Gdzie Sam?
-Zostaw mnie w spokoju. – zażądał jakiś głos z trzeciej kabiny.
-Sam! Co ty robisz?
-Nic, co mogłoby cię interesować. – ofuknęła go, ale efekt został zniekształcony przez drzwi.
-Albo wyjdziesz, albo wyważę drzwi. – zagroził.
-Ludzie! Nawet w toalecie spokoju nie ma. – otworzyła drzwi i wyszła.
-Co jest z tobą? Dlaczego nie pomyślisz o sobie? – spytał.
-Może dlatego, że mam niską samoocenę. – zasugerowała, wyciągając paczkę chusteczek higienicznych z kieszeni. – Chcesz jedną?
-To bez sensu! Jak tak dalej pójdzie, to zajrzysz śmierci w oczy!
-Oczy dziadka wcale nie są straszne. – odparła, poczym wytarła nos.
-Co to? – spytał Potter, widząc czerwoną plamę na chusteczce Sam.
-O nie! Znowu?!?! – stwierdziła raczej sama do siebie niż do niego.
-Musisz się uwolnić spod narzuconych sobie barier. Inaczej zginiesz, rozumiesz? – Harry posadził Mierzeję na podłodze. – Nie jesteś taka jak inni. Zrozum w końcu, że w ten sposób możesz się uratować. – położył Sam zimny kompres na karku, gdy ta z przerażeniem patrzyła, jak kończą się jej chusteczki. – Ty musisz żyć! Uwolnij tę moc! Możesz nawet rzucić mną o ścianę, tylko nie traf w okno. – zasugerował, podając jej paczkę „jednorazówek”.
-Tego się po tobie nie spodziewałem. – w drzwiach stał Filch. – Damska toaleta! Z dziewczyną! Tu!
Potter zupełnie nie przejął się zaistniałym tekstem.
-Odblokuj moc. – zażądał Harry. Zauważył, ż krwotok nie ustaje, a nasila się. – No zrób coś! – chwycił ją za ramiona i potrząsnął.
-Przykro mi… - Mierzeja najwyraźniej nie mogła nic zrobić.
Harry, niewiele myśląc, wymierzył jej policzek. Złote ogniki zapaliły się w oczach dziewczyny. Filch stał jak gromem rażony, ale po chwili już go nie było.
Całe pomieszczenie jaśniało blaskiem bijącym od Sam. Potter był wielce zdziwiony, gdy okazało się, że nie zarobił w łeb umywalką albo innym sprzętem należącym do wyposażenia pomieszczenia. Wszystko latało, wirowało i takie tam. Po chwili ustało. Harry podszedł do Sam. Cały czas siedziała na podłodze (nie miał pojęcia, w jaki sposób znalazł się przy przeciwległej ścianie. Dopiero ból głowy przypomniał mu, że osobiście się o to prosił).
Po chwili do łazienki wpadł Snape, a za nim Filch.
-Gryffindor traci… - zaczął Severus, ale mu przerwano.
-Za co? – pytanie należało do Sam.
-Za napaść. – wyjaśnił Miszczunio.
-Co? – Sam próbowała wstać, ale coś jej nie wychodziło. Potter pomógł jej utrzymać pozycję pionową.
-Gdyby nie on, to nie mam pojęcia, czy…
-Czy co? – zainteresował się Snape.
-Czy dałabym radę odblokować ją w sensie mocy sama. Dzięki. – te słowa skierowała k’Potterowi.
-Ale ją uderzyłeś. – upierał się Snape.
-Severusie. – to imię z trudem przeszło jej przez gardło, ale jednak zrobiła to. – Spowodowanie zmiany w polu magicznym czasami wymaga pewnych poświęceń i czynów nieraz nieakceptowanych przez innych.
Snape zaniemówił.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mierzeja
Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Śro 22:13, 01 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
132
Potter pomógł zaprowadzić ją do skrzydła szpitalnego.
Pomfrey nie była zadowolona i najwyraźniej nie zamierzała tego ukrywać.
-Co znowu? – warknęła.
-Blokada mocy. – wyjaśnił węzłowato Snape.
-Ile czasu?
-Przypuszczalnie sześć do ośmiu godzin. – odparł Miszczunio.
-Komplikacje?
-Krwotok z nosa.
-Już? – zdziwiła się pielęgniarka. – Normalnie jest po dwóch, trzech tygodniach.
-Ona nie jest normalna w sensie przypadku. – wytłumaczył Potter.
-Ty się nie wtrącaj. Najlepiej wyjdź. – zażądała Pomfrey, poczym kontynuowała wywiad.
-Metoda? – to pytanie skierowano do Sam.
-Guardiana. – cicho przyznała Mierzeja.
-Nie zrobiłaś tego. – niepewnie powiedziała Poppy. – Do tego potrzeba odpowiedniego pomieszczenia, mogącego wpływać uspokajająco i przewodząco moc w pole innych sfer, wymiarów itp.
-Ono tu jest. – Sam spojrzała na świat nieobecnym wzrokiem.
-Jedyne, co mogę zrobić – tu Pomfrey podeszła do szafki i wyciągnęła małą buteleczkę. – to to. – tu wręczyła ją Sam. – Dwa razy dziennie przez najbliższy tydzień, po dawce określonej na opakowaniu. A teraz idź do dormitorium, bo w skrzydle szpitalnym siejesz chaos i destrukcję.
-Jesteś pewna? – spytał Snape. – A jak coś się jej stanie?
-„Co ma przyjść, przyjdzie, co ma minąć, minie; w dniu najburzliwszym czas jednako płynie…” – mruknęła Sam.
-Co? – Severus nie rozumiał.
-Powinna odpocząć. – powiedziała Pomfrey.
-Ja powinnam iść na zaklęcia. – odezwała się Sam.
-Zostaniesz w wieży Slytherinu. – stwierdził Snape stanowczym tonem.
-Jeśli muszę… - burknęła niechętnie.
Snape wyprowadził ją ze skrzydła szpitalnego, mamrocząc coś nieprzytomnie o bzdurnej reformie służby zdrowia i sprawach gospodarczych źle wpływających na cenę kurzych łapek.
***
-Masz tu siedzieć. – polecił jej Snape.
-Cały dzień?
-Przyślę kogoś, by cię zaprowadził na lunch. – stwierdził.
-Mam cały dzień spędzić na tej kanapie? – Sam nie przejawiała entuzjazmu na myśl o takim spędzaniu całego dzionka.
-Masz tu być! – stwierdził stanowczo, poczym już łagodniej dodał: - Po lunchu pochodzisz sobie po szkole, ale na zajęcia nie wracasz. Przynajmniej na razie postaraj się myśleć pozytywnie. – poczym wyszedł.
Sam siedziała na tej przeklętej kanapie. Po chwili dałoby się słyszeć, gdyby ktoś w tej chwili wszedł do pokoju wspólnego.
-Myśl pozytywnie… myśl pozytywnie… myśl pozytywnie… kurde! cukier! Życie jest denne!
133
Snape nie rozumiał kilku rzeczy. Pierwsze pytanie, które brzmiało: „Skąd Potter mógł wiedzieć?” w dalszym ciągu pozostawało bez odpowiedzi. Z kolei na drugie pytanie, które go nękało, znalazł odpowiedź bez problemu.
-Niech no jeszcze raz zobaczę ją z książką z zakazanego działu, to Bibliotekarzowi łeb ukręcę, a z czaszki zrobię puchar do lodów!
***
Shark przyszedł po Sam, ale najwyraźniej nie miała najmniejszej ochoty na konwersację z kimkolwiek, wliczając w to lunch, więc kazała Norrisowi (tu cytuję) „A wynoś się stąd!”, a dla lepszego efektu rzuciła w uchylony obraz tym, co miała pod ręką, a mianowicie lampą.
***
Gdy Sam nie pojawiła się na lunchu, Severus był wściekły, bo jakby inaczej. Wielka Sala pełna była ludzi oraz zawierała jednego orangutana, ale Sam nie było.
***
Tłok na korytarzu na czwartym piętrze był wprost niewyobrażalny, a przy okazji nieopisywalny, dzięki czemu nie jestem zmuszona udzielać bliższych informacji, ale mimo to zrobię wyjątek i w telegraficznym skrócie przedstawię opis tłumu. Mam nadzieję, że każdy widział kiedyś tłum. To takie stworzenie, co ma ze sto albo i więcej głów, dwa razy więcej rąk niż głów i tyle samo nóg co rąk (ale to tylko założenie) i mózg jak jeden człowiek, więc wysuwam wniosek, że tłum jest głupi i działa pod wpływem impulsu. To, co tu było nazwać tłumem do kwadratu, czyli tłum razy tłum, na tej powierzchni, co jeden tłum.
Severus przedarł się w jakiś sposób przez to zbiorowisko ludziów i dotarł do ściany, która najwyraźniej budziła wśród uczestników zbiegowiska zainteresowanie.
Severus nie wierzył własnym oczom.
***
Sam doszła do wniosku, że po przeczytaniu dwóch tomów „Z animagią na ty” może człowiek stracić ochotę na dalszą lekturę, więc wyszła na korytarz.
***
Snape stał i patrzył, nie dowierzając.
***
Sam płynęła wdzięcznie korytarzem. Lara Nox podążała w przeciwnym kierunku. Gdy mijała Sam, miała na ustach dziwny uśmieszek. Ślizgonka nie powstrzymała pytania, które cisnęło jej się na usta, co zresztą stało się przyczyną jej zguby. Mierzeja nie musiała posługiwać się żadną magią, by znać odpowiedź, gdyż queszczyn brzmiało:
-Nigdy nie sądziłam, że ty i profesor Snape jesteście parą. Dlaczego mi nie powiedziałaś?
To były ostatnie słowa Lary Nox w tym tygodniu. Mierzeja wyciągnęła przed siebie laskę i panna Nox zmieniła się w ćmę.
-Życzę miłego dnia. – powiedziała Mierzeja, odchodząc.
Skrzydełka Lary trzepotały wśród korytarzy.
***
-Kto to napisał? – zdołał wykrztusić Severus.
Zaległa cisza.
Zimny korytarz nie był najlepszym miejscem na spotkania towarzyskie i co niektórzy zaczynali sobie z tego zdawać sprawę.
-No kto?! – Miszczunio postanowił znaleźć winnego, a jego wzrok padł przypadkiem na Pottera.
***
Sam, zobaczywszy niemy tłum, przeszła przez niego bez problemu, a ujrzawszy również napis, najpierw zaniemówiła, a następnie spytała zgromadzonych:
-Czy wy nawet do zabytków szacunku nie macie?
***
-Potter, jeśli to ty, to wylecisz z tej szkoły szybciej, niż zdążysz powiedzieć „już”. – Severus prowadził Harry’ego do Dumbledore’a.
-To nie ja. – tłumaczył Gryfon.
-Mnie nie nabierzesz. – oświadczył Snape.
***
-A teraz, jeśli łaska, to sobie idźcie. – zasugerowała Sam do zebranych.
Po chwili na korytarzu zostali tylko Ron i Hermiona.
-Co jest? – spytała Dziewica Slytherinu.
-Snape oskarżył Harry’ego o wykonanie tego bazgroła. – powiedział Weasley.
-O jasny cukier! – głos należał niezaprzeczalnie do Sam, ale tej już tu nie było, bo się telepnęła w bliżej nieznanym (nikomu z obecnych) kierunku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mierzeja
Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Śro 22:13, 01 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
134
Sam telepnęła się do gabinetu dyrektora. Wylądowała na dywanie i nawet nóg nie połamała, ale że Mierzeja jak zwykle nie miała szczęścia, więc i tym razem mogła powiedzieć, iż jej pech jest niezastąpiony (bo był, jest i będzie, gdyż koło fortuny Sam przedstawia się jako sinusoida y=(-100,-50) w skali szczęściomierza zachodniego).
Usłyszała następujący dialog, zanim ktoś ją zauważył, a że zazwyczaj składała wizytę z komplikacjami, to pozostała taka, jaka była – czyli pozbawiona opieki i zainteresowania na wystarczająco długi czas.
-Denerwujesz się o jakiś bazgroł? – Albus był zdziwiony.
-To nie jest zwyczajne mazanie po ścianie. – syknął Severus.
-Doniesiono mi, że zdenerwowała cię treść tegoż graffiti.
-…
-To, że treść jest niedorzeczna, to oczywiste, ale po co te nerwy?
-To Potter. – upierał się Severus.
-Gdybym miał możliwość, przeprowadziłbym test prawdy. – Dumbledore przyznał to niechętnie.
Harry do tej pory stał w cieniu, ale teraz zaciekawiony postąpił krok naprzód.
-TEN test? – spytał Harry.
-Tak. – przytaknął Albus. – Ale nie mam możliwości.
-Ma pan możliwość. – odezwała się Sam i wszystkie oczy zwróciły się k’niej.
-Wchodząc się puka. – oznajmił Severus, nie rozumiejąc, dlaczego jest dla niej niemiły.
-Ma pan szansę. – powtórzyła, nie zwracając uwagi na Miszczunia.
-Nie chciałbym , aby to była jedyna możliwość. – dyrektor bacznie przyjrzał się Sam.
-On tu jest. – odezwała się po chwili.
-Skąd wiesz i o kogo ci chodzi? – spytał Severus.
-On jeszcze się nie przebudził, ale to nastąpi już niedługo. Czas jest bliski. – oczy Albusa, Snape’a i Harry’ego spoczęły na Sam. Severus podszedł do niej, ale ona spoglądała gdzieś w dal, zupełnie nie zauważając Miszczunia i kontynuowała wywód:
-Będzie siał chaos, i zniszczenie, i śmierć, i trwogę. Będzie rozlewać krew wielu, zanim zrozumie, kim jest. A potem nastaną dni ciemności tak strasznej, że tylko ogarki nadziei tlić się będą niepewnie, a niejeden zgaśnie przedwcześnie. I stanie po stronie ciemności. – zamilkła i opadła bezwładnie w ramiona Snape’a.
Laska potoczyła się po podłodze.
Snape położył nieprzytomną Sam na podłodze i sprawdził wszystkie niezbędne czynności życiowe. Odetchnął z ulgą.
-To był trans. – doszedł do wniosku Harry.
-Widzenie. – poprawił go Albus.
-Czy ktoś przyniesie trochę wody? – Severus w dalszym ciągu nie był pewien, czy z nią wszystko jest w porządku, była bowiem przerażająco blada.
-Nie możesz jej zmaterializować? – zdziwił się Albus.
-Powinna być jak najbardziej mugolska i bezmagiczna. – Snape niecierpliwił się.
Harry przyniósł po chwili szklankę z wodą. Severus zupełnie bezceremonialnie chlusnął nią na twarz Mierzei. I nic się nie stało. Jedna chwila, dwie chwile, trzy, cztery, pięć… Sam zamrugała i chciała się podnieść, ale Severus poradził jej, by zrobiła to powoli.
-Dobrze się czujesz? – spytał Harry.
-Tak sobie. – stwierdziła. – Dziwne…
-Co dziwne? – zainteresował się Albus.
-Co może oznaczać zdanie „I dołączą do Pana Ciemności wraz z Nim”?
-O nie… - jęknął Snape.
-Ale cukier nam się trafił. – dyrektor był zły.
-Kurde.
-To niemożliwe.
-Ale co? – spytała.
-To, co powiedziałaś. – odparł dyrektor.
Sam podniosła się. Laska posłusznie przyleciała do niej.
-Lepiej idź do wieży. – Snape nie był pewny, czy to lepsze rozwiązanie.
135
-Mieliśmy iść do wieży Slytherinu. – zaprotestował Harry, gdy byli na czwartym piętrze.
Sam dotknęła tekstu – był srebrzysty, z lekka się rozmazywał. Trochę farby zostało jej na palcach. Powąchała substancję, następnie wyjęła flakonik z ciemnego szkła i kilka kropel płynu wylała na dłoń. Reakcja chemiczna była gwałtowna z wydzielaniem dużej ilości błękitno-srebrnego dymu.
-To krew jednorożca! – doszła do wniosku Sam. – To idiotyzm pisać krwią, do tego jeszcze jednorożca!
Gdy odeszli, tekst zaświecił się na chwilę pomarańczowym błyskiem:
„Sam jest kochana
przez pewnego tyrana
co tylko dla siebie mieć chce
dziewczę piękne te
kochajcie Sam
to będzie kram
gdy profesor zaborczy
będzie jak ten nadzorczy
więc piszmy wyznanie miłości
jak zbity pies do kości
Sam + profesor S.S.
to wielka miłość jest”
Nikt nie zauważył również podpisu: „Ten, Co Burzy Mury Światów”. Większość ludzi zauważyła jednak, że to jakaś mało składna wypowiedź.
Sam nie rozumiała, komu przyszłoby do głowy zabicie jednorożca i używanie jego krwi w celu „ozdobienia” hogwarckich murów.
***
-A tak właściwie, to co ona tu robiła? – spytał Albus, a jego mina nie wróżyła Severusowi nic dobrego. – Twierdziłeś, że miała zakaz wychodzenia z wieży, ale jednak się tu pojawiła.
-To nie ma nic do rzeczy. – burknął Miszczunio.
-Ma! Zdecydowanie ma! – sparował Dumbledore. – Ona wie.
-O czym? – zainteresował się Severus.
-Przeprowadzenie testu prawdy było możliwe, a nawet wykonywalne bez większego ryzyka. – odparł dyrektor.
-Po co? – Snape wyraźnie stracił wątek.
-To ty chciałeś dowiedzieć się, kto jest autorem tego graffiti. – zaczął denerwować się Albus.
-TEN TEST PRAWDY? – Miszczunio nie wierzył własnym uszom.
-Tak, TEN TEST. – przedrzeźniał go Dumbledore. – Mogliśmy go wykonać, posługując się częścią mocy zapożyczonej od Sam.
-?
-Laska działa jak transformator zwiększający napięcie. – tłumaczył Albus. – Wiązka mocy skierowana na Sam spowoduje przekazanie ładunku magicznego od sześć do nieskończenie wiele razy większego niż ten, którym ją się potraktuje.
-W dużym skrócie: poklepiesz ją po ramieniu w geście przyjaźni, a ona da ci w zęby. – Severus zaczynał dochodzić do zaskakujących wniosków.
-Doskonale to ująłeś. – pochwalił Miszczunia Dumbledore.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mierzeja
Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Sob 8:33, 04 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
136
-Dlaczego jeszcze i agatejski musimy mieć ze Ślizgonami? – utyskiwała Chomik.
-Cicho! – skarciła ją Bu.
Nikt nie potrafił powiedzieć, o czym przed chwilą mówił nauczyciel.
-Dlaczego być tu nie dziewoja mit jasno włosy posiadać? – spytał Trzy Opuszczone Miasta.
-Chodzi panu o Sam? – spytała tym razem Mirtle.
-Da! – potwierdził Samer.
-Jest chora. – jednak ta odpowiedź nie dotarła do nauczyciela w sensie zrozumienia problemu.
-Być w pokój i leżeć w łóżku, bo mieć choroba. - Mirtle spróbowała inaczej.
-Aaa… - tym razem Samer niezaprzeczalnie zrozumiał. – Ty mi pomagać. – oświadczył do Bu, wskazując na Chomika.
***
-To nie ty. – oznajmiła ni z tego, ni z owego, tylko z innej pary kaloszy Sam.
Potter był nieco zdezorientowany.
-Co?
Stali przed portretem „Wężowej Skórki”.
-Nie ty to napisałeś. – powiedziała. – Bo ty byłeś na wróżbiarstwie.
***
-To dlaczego nie było testu? – spytał Snape.
-Bo to nie on. – odparł Dumbledore.
***
-Ty oni powiedzieć, że praca na pieszy dzień tygodnia być.
-Wypracowanie na poniedziałek. – oświadczyła Mirtle.
-Ładny napisać bez bazgroł tekst.
-Ładne pismo.
***
-Skąd masz pewność, że to nie ja? – spytał Potter.
-To byłoby sprzeczne z zasadniczymi zasadami nienormalności. – oświadczyła.
-Nie rozumiem.
-Nie musisz. – i Sam zniknęła za portretem.
***
Po wyjściu z gabinetu Dumbledore’a, Snape polecił Filchowi zajęcie się napisem.
***
-Może powiedzmy mu, że my tego alfabetu nie znamy. – zasugerowała konspiracyjnym szeptem Bu.
-Alfabet być w podręcznik „Z agatejski na co dzień”. – powiedział Trzy Opuszczone Miasta.
-To nie wymaga tłumaczenia. – powiedziała Chomik.
-Tą książkę miała Sam. – zauważyła Mirtle.
-Przetłumaczyć te zdania. – tu nauczyciel napisał:
1.Stół jest bardziej drewniany od metalowego płotu.
2.Ja lubię chłopców, ale z daleka.
3.W Afryce mężczyźni szybciej zostają matkami.
4.Polacy mają skłonność do jedzenia, a inne narody nie.
Zadźwięczał dzwonek i wszyscy czym prędzej zwiali.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mierzeja
Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Sob 8:34, 04 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
137
-Co się dzieje, do jasnego cukru? – zaklęła Chomik. Dopiero skończyła odrabiać wróżbiarstwo, a obecnie studiowała już w łóżeczku „Największe trucizny świata” i najwyraźniej była czymś z lekka poirytowana, bo Bu i Mirtle trzymały się od niej z daleka. Oczywiście nerwy Chomika to coś, co powoduje u innych objawy zdenerwowania i doła u właścicielki nerwów.
Pojawienie się Sam w żeńskim dormitorium Gryfonek nie wywołało zaskoczenia, gdyż obecne tam dziewczyny (w liczbie dwóch) doszły do wniosku, że lepsza Sam niż humorki Chomika, co było całkiem niezrozumiałe.
-Nic. – odparła Sam na zadane pytanie.
-Fajnie, że się telepnęłaś. – rzuciła Bu. – Siadaj.
-Dzięki. – Mierzeja usadowiła się na krześle.
-Co się stało w gabinecie Dumbledore’a? – spytała Mirtle.
-?
-Podobno wieszczyłaś. – zauważyła niechętnie Chomik.
-Ja nie mam pojęcia, o czym mówisz, ale mam coś dla was. – tu Sam wyjęła z przepastnych kieszeni swej szaty „Z agatejskim na ty” i wręczyła podręcznik Chomikowi.
-To nie jest odpowiedź. – zaprotestowała Bu.
-A czy ktokolwiek zna poprawną odpowiedź? – odezwała się Sam, poczym spytała ni z tego, ni z owego, tylko z czegoś innego: - Dlaczego to zrobiłaś? – słowa skierowano do Mirtle.
-Co? – spytała zapytana.
-To! – tu Mierzeja wskazała na plakat przedstawiający czołg wrysowany w czerwoną obręcz. Napis pod nim głosił: „ZAKAZ CZOŁGÓW”.
-A, to. – Mirtle się nie przejęła. – Wisi tu od początku roku.
-Niszczysz sztukę. – orzekła Mierzeja i ostrzegła: - Bądźcie tak miłe i nie zabijajcie ciem w tym tygodniu.
-Aha. – odparła Chomik.
-Ale dlaczego? – spytała Mirtle.
-Kto tym razem? – spytała Bu z niesmakiem.
-Ktoś, kto sobie zasłużył. – burknęła Sam i telepnęła się gdzieś.
138
Sam była spóźniona. 23.20 to zdecydowanie spóźnienie o pięć minut. Zgrabnie wskoczyła na parapet i otworzyła okno. Zimny podmuch wiatru spowodował, że wyglądała jak demon. Wyskoczyła przez okno. Pragnę zauważyć, że było to trzecie piętro, środek nocy i tylko jedna osoba ją widziała. Tą osobą był Syriusz Black.
***
-Tu piszą: – przeczytała Chomik. – „W agatejskim niepoliczalne są a)dziewice b)woda. Mleko, cukier, margaryna i mięso są jak najbardziej policzalne np. jedna krowa, dwie krowy itd.”.
-Ale bzdura. – oznajmiła Mirtle.
-Powiedziałaś „dziewice”? – zainteresowała się Bu.
-No. – przytaknęła Chomik.
***
Łapa wyjrzał przez okno.
-Powinienem jej punkty ujemne dać. – pomyślał.
Nikogo nie było widać i to było najdziwniejsze.
***
-Może idźmy spać. – zasugerowała Chomik.
***
Syriusz wychylił się za okno.
-Trudno. – pomyślał i też skoczył, jednocześnie hamując z opóźnieniem sześć metrów na sekundę kwadrat (zdolny człowiek, nie ma co).
***
-Naprawdę uważam, że to bzdurny pomysł. – dobiegł Syriusza głos Sam.
-Bzdurne byłoby dopiero, gdyby to się mu udało, a my byśmy tylko patrzyli. – głos należał niezaprzeczalnie do Pottera.
-To, jak widzę, sugerujesz połączenie sił?
-Niezaprzeczalnie. – odparł.
TRZASK. – to Łapa nadepnął na patyk.
-Cii! – Harry rozejrzał się i narzucił na siebie i Sam pelerynkę niewidkę. Black nieco zdezorientowany transmutował się (w sensie animadżył). Błonia zalewało światło księżyca. Łapa zdał się na węch. Znalazłszy dwie istoty sprzeczne z regulaminem, wrócił do właściwej sobie postaci i szybkim ruchem ściągnął pelerynkę.
Nikogo nie było.
***
-Uważam, że nie powinnaś tego robić. – zaprotestował Harry, gdy telepnęła ich do północnego korytarza.
-A wolałbyś dostać szlaban? – spytała.
-Nie. – padła odpowiedź.
-Więc czego protestujesz?
***
Syriusz stał skołowany z pelerynką niewidką w dłoni.
***
-Do niczego się nie przydasz. – oznajmiła Sam.
-Skąd ta pewność? – Potter był zły.
-Przypomnij sobie ostatnie spotkanie z dziadkiem. – zasugerowała.
-To o niczym nie świadczy. – zaprotestował.
-To świadczy o tym, że staruszek w dalszym ciągu jest w pełni sił i ma niezły refleks, o pomysłach nie wspominając. – Sam była z lekka poirytowana. – To zdanie brzmi przecież „I dołączą do Pana Ciemności wraz z Nim”. Słyszałeś podobno i jakąś tam resztę, ale to jest esencja wywodu (herbatka?). Nie masz pojęcia w co się pakujesz. – dodała.
-Zrozum, że to dla mnie… - Potter szedł obok Sam.
-Wiem, wiem. – przerwała mu. – Kwestia honoru, żądza mordu, pragnienie zemsty i tego typu sprawy. – wyraźnie nie miała ochoty na słuchanie czegokolwiek o czymkolwiek, co miałoby związek z tym, co powiedziała. – To są bzdury w porównaniu z tym, co się może stać, gdy będziesz próbował się wtrącić. Dumbledore cytnął mi kawałek: „Będzie rozlewał krew wielu”. Bardzo malownicze i obrazowe, ale ja nie mam ochoty tego oglądać. ŻADNEJ KRWI NA PODŁODZE! Niczyjej!
-Ale dlaczego…?
-Trzymaj się od tego z daleka. – poradził lodowaty ton. – Gryffindor traci dziesięć punktów, a ty masz szlaban. – za cienia wyłonił się Severus Snape. – Kwestię twojego szlabanu omówimy po śniadaniu. A teraz jazda do wieży.
-Ale… ja… - niewyraźnie zaprotestował Potter.
-Masz rację, ale ty jesteś głąbem, umawiając się na randkę z Sam bez mojej wiedzy.
Potter wytrzeszczył oczy.
-Już! Wynocha! – ponaglił go Miszczunio.
Harry ruszył powoli. Mamrotał do siebie nie wiedzieć czemu:
-Sam jest kochana
przez pewnego tyrana…
***
-Na co ty sobie pozwalasz? – Miszczunio nie był zachwycony spotkaniem Sam na korytarzu w późnych godzinach wieczornych i do tego w towarzystwie Pottera.
-To nie powinno pana interesować. – ofuknęła go.
-A ty znowu z tym panem! – oburzył się.
-Dobrze, Severusie. – sarknęła. – Niech cię w końcu przestanie interesować, z kim się spotykam.
Odwróciła się na pięcie i energicznym krokiem właściwym Dziewicy odmaszerowała z miejsca zajścia.
Snape miał dziwne wrażenie, że skopał sprawę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mierzeja
Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Sob 8:34, 04 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
139
Ranek okazał się tym, a nie czym innym, tylko wtorkowym początkiem dnia o właściwościach niezaprzeczalnie właściwych tego typu zjawiskom. Było zimno, co mogłoby być niezrozumiałe dla kogoś, kto uważa, że skrzaty nie mogą zaspać. Była 7.00, a po korytarzu włóczyła się Sam.
***
-To jest jak najbardziej nieprawdopodobne. – oświadczyła profesor McWiadomoKto. – Jak pan mógł, panie Potter?!
-Ale ja… - zaprotestował Harry, ale mu przerwano.
-Ale on bardzo przeprasza za zaistniałą sytuację. – głosik Sam spowodował nagłe odwrócenie uwagi od tego, co do tej pory było jej poświęcone (czytaj: Pottera).
-Nie odzywaj się. – poradził jej Snape.
-Ależ Severusie, dlaczego? – spytała, robiąc zdziwioną minę.
-Jak ty się wyrażasz, Sam? – spytała ze zdziwieniem Minerwa.
-Dostałam osobiste pozwolenie. – odparła Mierzeja. – To ja zaproponowałam to spotkanie, więc nie rozumiem, dlaczego ma on – tu wskazała Pottera. – szlaban dostać.
-E… tego… - zaczął Severus. – Bo mu się należy. – oznajmił triumfalnie.
-Ale… - zaczął Potter, ale Sam przerwała mu takim oto stwierdzeniem:
-Zamknij się dla własnego dobra. – poczym zwróciła się do ciała pedagogicznego, a konkretniej do dwóch ciał. – Proszę darować Potterowi. – to był niemal błagalny ton i to „niemal” charakteryzowało się głuchą nutą, w której brzmiała stanowczość i kilka innych rzeczy, które nie musiały się słuchaczom podobać.
-Nie ma mowy. – Minerwa udała, że nie słyszy tego czegoś w głosie Sam.
-Ja bym się na twoim miejscu zastanowił. – ostrzegł ją Snape.
-Szlabanem będzie praca w skrzydle szpitalnym. – oznajmiła McGonagall.
-To niemożliwe. – Severus wyjął z kieszeni grafik. – Skrzydło szpitalne, biblioteka i wieża Sybilli to panna Bu, pomoc Filchowi i Hagridowi – Chomik, natomiast Mirtle ma szklarnie Sprout i bibliotekę pracowni zaklęć. Oprócz tego Longbottom ma pomagać Andromedzie wraz z Chomikiem i Bu w nowym doświadczeniu. To na jutro. – dokończył.
Minerwie opadła szczęka.
-To co? – spytała po chwili. – Zajęć w tej szkole zabrakło?
-Coś jakby na kształt. – oznajmiła Sam, uśmiechając się wymownie.
***
-Dzięki. – odezwał się Potter, gdy odchodzili w sensie oddalali się od miejsca, gdzie miała (w sensie była) rozmowa a propos szlabanu.
-Nie ma za co. – odparła Sam i poszła sobie ładnym, równym krokiem, kręcąc młynka laską.
Potter stał nieco zdziwiony.
***
-Dlaczego puściłeś go bez kary? – wkurzała się Minerwa.
-Bo mi pomysłów zabrakło. – odparł Miszczunio zgodnie z prawdą.
140
Potter wrócił do wieży. Jak to zwykle bywa zapomniał o swojej pracy domowej. Po pokoju nerwowo miotał się Colin.
-Coś się stało? – spytał Harry.
-Nie uwierzysz, ale chyba aparat mi się gdzieś zapodział.
Dzięki niech będę niebiosom. – pomyślał Potter wychodząc z tym, czego poprzednio zapomniał.
***
Perspektywa spędzenia trzech pierwszych lekcji ze Ślizgonami najwyraźniej się Gryfonom nie podobała. Sam nie uśmiechała się perspektywa trzech godzin nudy.
***
-Jesteś pewien, że możemy to zrobić? – upewnił się Lupin.
-A czy to ma znaczenie? – odparł Łapa. – Chyba mieliśmy się zabawić, a nie spędzić dzień, zastanawiając się, czy to aby dozwolone.
***
Andromeda Black prowadziła kolejną lekcję na temat „sytuacji mogących wpływać stresowo na czarodziejów, którzy mogą z kolei rzucić Niewybaczalne Zaklęcie”. Chomik miała dziwne wrażenie, że gdzieś już słyszała coś podobnego.
-Może ktoś nam powie, jak można się przeciwstawić zaklęciom woli? – spytała profesor.
-Ręka Hermiony wystrzeliła w górę.
-Tak?
-Wszystko zależy od tego, jak człowiek jest nastawiony do świata, ludzi…
-Dobrze. – przerwała jej Andromeda. – Może ktoś nam powie, jakie to uczucie, takie mocne zaklęcie woli? Może pan, panie Potter? – zaproponowała.
Harry doszedł do wniosku, że to nie jest dobry dzień pod względem ilości szczęścia. Szczególnie dla niego.
-Proszę zacząć. – ponagliła go Black.
Malfoy uśmiechnął się złośliwie.
-Przepraszam, ale nie chciałbym udzielać odpowiedzi na to pytanie. – cicho stwierdził Harry.
-Gryffindor otrzymuje dwa punkty. – oznajmiła Black.
Harry patrzył na nią zdziwiony.
-Każdy z nas inaczej odbiera wtargnięcie do swojego umysłu. – zaczęła wywód Andromeda.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mierzeja
Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Sob 8:34, 04 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
141
O.N.M.S. – czyli Hagrid + dziwne egzemplarze dziwnych zwierzaków + świeże, mroźne powietrze.
Sam spokojnie przyglądała się złośliwej odmianie chochlików. Hagrid wychwalał je, ale chyba nikogo to nie interesowało.
Malfoy stanął obok Chomika i ni z tego, tylko z czegoś innego, objął ją. Gryfonka wykazała się refleksem i pomysłowością – szybkim ruchem cofnęła rękę, godząc Draco w żebra. Ślizgon zwinął się w kłębek na śniegu.
-Nie ma jak gips. –Chomik poklepała się po usztywnionej ręce.
Gapie otaczali Malfoya.
-Złamane trzy żebra: dwa rzekome i jedno wolne. – orzekła Sam, stając nad Draco. – Nie ruszaj się, nędzna imitacjo prawdziwego Ślizgona.
Malfoy nie przejął się tym zbytnio, bo ból malował mu się szerokim łukiem na twarzy.
-Cholibka! – Hagrid nie wiedział, co robić.
Potter stał nieco zdezorientowany, a cała reszta jopiła się.
-Idźcie sobie. – poleciła Sam swym cudownym tonem, który oznacza: „Jeśli zaraz się nie wyniesiesz, to twoi przodkowie pożałują, że żyli, ty zresztą też”.
-Może pomóc? – zaproponowała Mirtle. Została tylko ona, Bu i Chomik - sprawca wypadku.
Sam zdjęła płaszcz i położyła do Draco pod plecy.
-Masz. – Bu podała jej swój. – „przewidywana poprawna pozycja półsiedząca” – cytnęła.
Draco jęknął.
-Z tobą to tak zawsze. – ofuknęła go Sam, starając się oszacować urazy wewnętrzne. – Cukier. – zaklęła.
-Czy to zawsze musi się dziać, gdy mamy lekcje ze Ślizgonami? – spytała Mirtle niewiadomo kogo.
-Ostrzegam, że to nie będzie przyjemne. – ostrzegła Malfoya Mierzeja, poczym jej dłoń zawisła kilka centymetrów nad miejscem, w które uderzyła Chomik.
Hagrid stał zdziwiony.
Na twarzy Sam malowało się skupienie. Malfoy krzywił się raz po raz. Po chwili Sam rozpostarła drugą dłoń tuż nad głową Ślizgona i ten zapadł w sen. Jedna chwili, dwie… Sam wstała powoli, podpierając się laską.
-Nie powinnaś tego robić. – dał się słyszeć głos Poppy. – To zbyt wyczerpujące! Natychmiast powinnaś odpocząć!
Snape dołączył do niej po chwili.
-Co znowu…? – zaczął, ale zobaczywszy Draco w takim, a nie innym stanie, oraz bladą Sam, nie dokończył.
Hagrid zadał dwa podstawowe pytania, które wyrwały wszystkich z odrętwienia.
1)Dlaczego on leży na śniegu?
2)Coś ci potrzeba? – to pytanie skierował do Sam.
-Już go zabieram. – powiedziała Pomfrey, transportując Draco w pozycji niezmienionej. – Co mu jest? Ewentualnie było? – to pytanie skierowała do Chomika, więc Gryfonka powtórzyła to, co usłyszała, oraz informację telepatyczną od Sam.
-Uszkodzona opłucna i lewe płuco-dół, wyrostek mieczykowy nienaruszony, brak uszkodzeń ważnych organów wewnętrznych.
Tymczasem Sam siedziała w domku Hagrida i popijała herbatę. Było jej ciepło, nic od nie ludzie (zwierzęta również) nie chcieli, więc się zdrzemnęła.
***
Ron patrzył zdziwiony na Harry’ego.
-I nie dostałeś szlabanu?
-Nie.
-Fuksiarz. – doszedł do wniosku Weasley. – Ale dlaczego potajemnie spotkałeś się ze Ślizgonką? Może ty cos ukrywasz?
Harry nie udzielił odpowiedzi.
***
-Czy ktoś nie widział Lary? – spytała Patis.
Nie dostała odpowiedzi od kogokolwiek, więc się więcej nie pytała.
***
Sam nie miała ochoty na cokolwiek (czytaj: ewentualne niespodziewane atrakcje w postaci
1)gości pod postacią
a)babć
b)cioć
c)innych ludzi
2)zjawisk paranormalnych
3)innych zjawisk)
gdyż właśnie brnęła w śniegu w kierunku szkoły.
-Co ty tu robisz? – głos należał do Syriusza.
-Wracam, jak pan widzi. – tu Mierzeja chciała go wyminąć. Jednak nie było jej dane tego zrobić (dokonać, obejść itp.).
-Mam do ciebie pytanie. – Łapa zrobił tajemniczą minę.
-Tak? – Sam okazała minimum entuzjazmu.
-Czy lubisz profesora Snape’a?
Mierzeja przybrała obojętny wyraz twarzy i odparła zupełnie nie na temat:
-Pańskie życie jest zagrożone.
Black cofnął się o krok, co Mierzeja wykorzystała, by go ominąć. Gdy odeszła kilka kroków, odwróciła się i powiedziała po zdziwionego Łapy:
-Sznurowadło się panu rozwiązało. – i poszła dalej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mierzeja
Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Sob 8:34, 04 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
142
Lunch był tym, co uczniowie lubią najbardziej – czasem pozbawionym jakiegokolwiek sensu, gdyby nie fakt obecności jedzenia; oraz oczywiście braku nauczycieli w sensie bezpośredniego kontaktu niekoniecznie osobistego.
Sam weszła spokojnie do Wielkiej Sali, otrzepując śnieg z butów. Siadła na swoim miejscu i spojrzała na to, co leżało na talerzu. Niezaprzeczalnie był to kwiatek, do tego róża, do tego czerwona i do tego z dołączonym bilecikiem. Mierzeja nieufnie spojrzała na kwiatek i ostrożnie wzięła bilecik (a nóż jakieś zaklęcie oszałamiające albo ogłuszające z niego wyskoczy?) i przeczytała półgłosem:
„Dla tej, co się nie lękała;
Niech jej serce nie będzie jak skała.
Niech bodaj marnym spojrzeniem obdarzy mnie,
bo po nocach o niej śnię.”
-Co?!?! – spojrzała z niedowierzaniem na tekst. Cały stół (w sensie obecnych ludzi) gapił się na nią.
-Dostałaś wyznanie miłosne! – zachwyciła się Maria Schmied.
-Jakie wyznanie i jakiej miłości?! – oburzyła się Sam. – Co to za durny wiersz i nędzny wierszokleta?! Czego się nie lękała, to ja nie wiem, to po pierwsze; po drugie: oklepane porównanie serce do skały. – tu zrobiła wymowny gest i dodała: - Marne spojrzenie to pewnie jakaś aluzja do moich okularów, a do tego to z tymi snami to taka bzdura, że to szok. Mogę mu się przyśnić, i owszem, ale to byłby koszmar; jego koszmar. – podkreśliła.
Mirtle, która przysłuchiwała się wywodowi Mierzei, a trudno było tego nie słyszeć, stwierdziła, mijając Sam:
-Grunt to optymizm.
***
Malfoy leżał w skrzydle szpitalnym. Pomfrey zaaplikowała mu jakiś środek na kości w sensie szybszego zrośnięcia się żeberek.
Sam pojawiła się tu najwyraźniej przypadkiem albo niech sobie każdy tłumaczy zaistniałą sytuację, jak chce.
-I jak? – spytała wymownie znakiem zapytania queszczyn.
-Dzięki. – Draco spojrzał na nią nieco zdziwiony, że w ogóle tu przyszła.
-Następnym razem nie pchaj się w ramiona Chomika, bo ona nie zna siły, która drzemie w jej łapkach, a ja nie mam zamiaru więcej cię ratować. – to oznajmiwszy, wyszła.
Draco był bardzo zdziwiony.
***
Agatejski był ostatnią godziną we wtorek. Trzy Opuszczone Miasta Samer wyciągnął Chomika do odpowiedzi.
-Ty nam powiedzieć: Ja mam bratka. – polecił.
-Ona… i jej starszy brat… eee… kopać ziemniaki… eee… ma… eee…koktajl mołotowa… eee… niewierne psy… eee… bratka. – dokończyła z trudem. Istota akcentu była zbyt skomplikowana, by ją pojąć
-Ale dlaczego ty mówić o sobie w trzecia osoba? – był zdziwiony.
-To taka niegroźna paranoja. – powiedziała Mirtle.
-Przepraszam. – Chomik szybko się poprawiła. – Ja kopię ziemniaki i niewierne psy. (cukier!) Ja mam niewierne psy i bratka.
-Ty siadać na swoja miejsce. – poradził jej Samer. – Ja zebrać wasza praca domowa. – dodał po chwili.
-Ale to na przyszły tydzień! – zaprotestowała Sam po agatejsku.
-A… rzeczywiście. To przepraszam. – powiedział Trzy Opuszczone Miasta.
143
Biblioteka byłaby pusta, gdyby nie obecność kilku osób. Sam siedziała nad jakimś tomiskiem o niezrozumiałym tytule. Hermiona w towarzystwie Chomika bazgroliła wypracowanie na agatejski, zastanawiając się, czy te krzaczki należy pisać tak, czy inaczej. Mirtle tłumaczyła Neville’owi, że „eliksiry to nic trudnego”. Orangutan spacerował między półkami.
Ogólny spokój przerwało o 18.30 wtargnięcie Malfoya, który znalazł się tu celem odrobienia jakiejś pracy domowej. Crabe i Goyle oczywiście mu towarzyszyli, bo a nóż przyjdzie Chomikowi chęć, by zaatakować Bogu ducha winnego Draco.
Sam oderwała się od lektury, spojrzała na Ślizgonów i telepnęła się gdzieś.
-Czas na kolację. – oznajmiła Mirtle, pakując swoje książki.
-Punktualności Mierzei można wierzyć. – orzekła Hermiona, zakręcając kałamarz, poczym Gryfoni wyszli z biblioteki.
Draco spojrzał tęsknie za Chomikiem i usłyszał:
-Uuk. – dochodzące z bardzo bliska.
-nie bawię się w dokarmianie zwierząt. – burknął i również wyszedł z biblioteki.
***
Kolacja zapowiadała się jak najbardziej nieciekawie. Sam skonsumowawszy ją (w sensie kolacji), spytała Patis:
-Czy mamy coś zadane na jutro?
-Nie. – Green spojrzała na nią znad swojego talerza.
-A to dobrze.
***
-Panie dyrektorze – Filch był zdenerwowany. Czekał na Dumbledore’a tuż za drzwiami Wielkiej Sali. – Musi pan to zobaczyć. – i poprowadził go do korytarza przy pracowni zaklęć.
Ściana była jak najbardziej rzeczywista – kamienie były w porządku, natomiast napis zupełnie tu nie pasował.
-Co to jest? – spytał Dumbledore, wskazując na ścianę.
-Tego nie wiem, panie dyrektorze. – Filch udzielił jakże oczywistej odpowiedzi.
-Wygląda jak krew. – orzekł dyrektor. – Jeszcze świeża!
-To efekt działalności Dziewieca. – doszła do wniosku Sam, która niepostrzeżenie podeszła do Albusa.
-Po czym poznałaś? – spytał Dumbledore.
-To proste. Napisano tu wszak „Śmierć Ślizgonom!”. Ewentualnie autorami mogą być jacyś niezrównoważeni psychicznie Gryfoni, ale ta druga wersja jest mało prawdopodobna.
-Aha. – odparł Albus i swe kolejne słowa skierował do Filcha: - Zmyj to i zadbaj, by zniknęło w całości. Na czwartym piętrze musieliśmy powiesić dywan, by zasłonić te bazgroły.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mierzeja
Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Sob 8:35, 04 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
144
-Czy ktoś widział Larę? – spytała Katy More.
-Nie, a co? – zainteresował się Malfoy, podnosząc się z fotela w Pokoju Wspólnym Ślizgonów. – Może ktoś ją porwał? – w jego głosie dało się słyszeć kpinę. Crabe i Goyle zarechotali.
-Bardzo śmieszne. – Sam stała przy kominku i jej postać wydała się większości obecnych zdecydowanie zbyt rzeczywista i budząca grozę. – Komentuj dalej, a skrzydło szpitalne cię nie ominie. – ostrzegła i wyszła. Laska pofrunęła za nią.
***
-Minerwo, uważam, że powinnaś postarać się dowiedzieć, kto to zrobił. – Albus spojrzał w oczy McGonagall, która akurat była kotem i siedziała sztywno na jednym z foteli naprzeciw dyrektora.
-Trzeba go jak najszybciej znaleźć. – dołączył się Severus, który akurat wszedł.
-Dlaczego się wtrącasz? – ofuknęła go Minerwa, zmieniwszy się w siebie na powrót. – Nie brak ci własnych problemów, to jeszcze do cudzych się wtrącasz?
-Ja tylko popieram… - zaczął Snape, ale mu przerwano.
-Ona ma rację, Severusie. – Dumbledore przyjrzał mu się znad okularów. – Lara Nox podobno nie pojawiła się na zajęciach, więc może…
-Wiem. Już idę. – i wyszedł, uprzednio nadając drzwiom odpowiednią prędkość kątową.
***
Było już kilka minut po jedenastej, gdy Sam wyszła z biblioteki i nieśpiesznym krokiem podążyła w kierunku wieży Gryffindoru.
-Dlaczego włóczysz się po korytarzu, do tego w nocy, gdy dzieją się takie rzeczy? – spytał Severus, wychodząc zza rogu.
Mierzeja nie zdradzała żadnych oznak zdziwienia czy zaskoczenia zaistniałą sytuacją. Po chwili spytała, uśmiechając się słodko:
-A co dokładnie się dzieje?
-Nie zauważyłaś tego, że dyrektor nakazał prefektom kontrolować korytarze sześć razy częściej? Może również nie słyszałaś o tym napisie przy pracowni zaklęć?
-Tekst sobie przeczytałam. – odparła chłodno. – Ale nie mam zamiaru przejmować się jego treścią.
-Czy ty zdajesz sobie sprawę z zagrożenia?!?! – wrzasnął Severus.
-Jeśli ktoś ma mnie zaatakować, to może to równie dobrze zrobić w środku dnia na szkolnym dziedzińcu! – odparła rozgniewana. – Tam pisało „Śmierć Ślizgonom!”! Wszystkim bez wyjątku! To nie muszę być ja!
Snape stał nieco skołowany.
-Mogę sobie iść? – spytała. Jej głos dźwięczał, i dźwięczał, i dźwięczał, i w końcu do Severusa dotarła treść jej słów.
-Możesz iść do dormitorium. – odparł.
-A jeśli nie? – spytała.
-To nie miną cię konsekwencje łamania regulaminu.
-To miłe. – sarknęła. – A teraz, jeśli pan pozwoli albo i nie, to pójdę. – i, wyminąwszy Miszczunia, poszła dalej korytarzem.
-Zaczekaj. – poszedł za nią.
-Chce pan bawić się w moją niańkę? – przyspieszyła kroku.
-Gdzie masz laskę? – spytał, zmieniając temat.
-Tu. – powiedziała i ta (w sensie laska) zmaterializowała się w jej ręce.
-Nie możesz się w ten sposób zachowywać. – ostrzegł ją.
-Dlaczego? – spytała.
-Wiesz, kim jesteś…
-Ale to nie jest odpowiedź. – zaprotestowała.
-Jeśli nie wrócisz do dormitorium, będę musiał dać ci szlaban. – ostrzegł.
-To fascynujące. – oceniła Sam i skręciła w prawo.
-Gdzie ty idziesz? – spytał.
-A jak się panu wydaje?
-Do wierzy Gryffindoru.
-To dobrze się panu wydaje. – poczym przeszła przez portret Grubej Damy (w taki sam sposób, jak przez ścianę – to dopisek dla niekumatych).
-Cukier. – zaklął Severus.
-Jakieś problemy? – z cienia wyłonił się Lupin, a za nim Łapa.
-Nie. – warknął Snape.
-A to nie przeszkadzamy. – i Huncwoci wycofali się.
***
-Co ty tu…? – zaczął Damian, ale Sam jednym gestem pozbawiła go rozumnych oznak przytomności.
-Ten niezorganizowany świat… - mamrotała do siebie. Na stole leżały książki Hermiony (tzw. „Lektura nadobowiązkowa”). Mierzeja wyciągnęła opasłe tomisko, a nad stolikiem zawiesiła płonący napis”
„To, co wiecie, i to, czego nie wiecie o Hogwarcie” oddam ci po śniadaniu. SAM
***
-Zrobiłeś?
-Tak.
-To montujemy. – zarządził Łapa.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mierzeja
Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 675
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
|
Wysłany: Sob 8:35, 04 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
145
Śniadanie zapowiadało się nieciekawie, ale tylko zapowiadało. Severus pochylił się nad kawą, zastanawiając się, co nowego może go spotkać, gdy do sali wmaszerowała Sam. Stanęła w pół kroku i ze zdziwieniem przyglądała się temu, co powinno być wyhaftowaną tkaniną z godłem Hogwartu, ale najwyraźniej wcale nie było tym, czym powinno być. Mierzeja popatrzyła na to „coś”, podeszła do stołu Gryfonów, oddała Hermionie książkę (co ta ostatnia i przed też przyjęła (ły) z wyraźną ulgą niekoniecznie podatkową) i wymaszerowała z sali.
Na chwilę w Wielkiej Sali zapanowała cisza i… śmiech był jedyną racjonalną reakcją uczniów. Dumbledore wstał, obszedł stół i stwierdził z naganą w głosie:
-Tego się po tobie nie spodziewałem, Severusie!
-Czego? – spytał Miszczunio, podchodząc do dyrektora i oniemiał. To było zdjęcie, przynajmniej tak wyglądało, ale Snape odczuł to jak uderzenie młota (nie mam pojęcia, co ma jedno do drugiego, ale to szczegół), a przedstawiało…
-Cco… tto… jjest…? – wydukał po chwili.
-Wydaje mi się, że to ty powinieneś wiedzieć. – oznajmił Albus.
-Jak mogłeś! – oburzyła się Minerwa.
-No właśnie. – dołączył Łapa, ledwo powstrzymując atak śmiechu.
Zdjęcie o wymiarach 4 x 6 metrów przedstawiało Sam w ramionach Severusa.
-Gryffindor traci pięćdziesiąt punktów. – oznajmił Snape i wymaszerował z sali.
-I znowu za nic! – oburzyła się Bu.
***
-Chyba się wkurzył. – doszedł do wniosku Łapa, gdy razem z Lupinem stanęli przed gabinetem Snape’a.
-A ty byś się nie wkurzył? – Lunatyk popatrzył na Blacka jak na głównego sprawcę karambolu na obwodnicy. – W dużym skrócie: to było świństwo.
-Ale było zabawne. – doszedł do wniosku Łapa.
-Zależy dla kogo. – burknął Lupin. – A może teraz zapukasz i zapytasz go, dlaczego nie pojawił się na zajęciach? Albus twierdzi, że zabarykadował się w gabinecie i nie chce wyjść.
-Co?
-Nie sądziłeś, że to tak na niego wpłynie?!
-Nic nie sądziłem. – przyznał niechętnie Syriusz.
-To jak nie sądziłeś, to teraz pukaj. – oznajmił Lupin.
-A ty?
-Ja tu stoję, bo posłuchałem twojej namowy.
-Aha.
***
Puk. Puk.
-Idź precz! – Severus siedział w fotelu i był wściekły.
-Nie mogę iść, bo jest nas dwóch. – odparł Syriusz zgodnie z prawdą.
-W takim razie: idźcie precz!
Przy drzwiach dały się słyszeć szepty i odezwał się Lupin:
-Nie było cię na zajęciach i zaczęliśmy się niepokoić.
-Tere-fere! – zakpił Snape, poczym dodał: - Precz!!!
-Czy możemy ci jakoś pomóc? – spytał Remus.
-Idźcie precz!!! – dobiegł ich zza drzwi głos Snape’a.
Lupin wzruszył ramionami i poszedł sobie.
-Jak zmienisz zdanie, to nam powiedz. – i Syriusz poszedł za Remusem.
146
-Jak to: nie pokazał się na lekcjach?! Przecież mieliście go namówić!
-To dopiero trzy lekcje. – wtrącił Łapa.
-Ale dlaczego wam nie wyszło? – spytał Albus nieco zirytowany.
-Bo on czuje się głęboko zraniony? – zasugerował Lupin Blackowi. – Bo zrobiłeś mu głupi dowcip? Bo to nie było prima aprilis? Bo to nie było śmieszne?
-Przestań! – ofuknął go Łapa.
-On ma rację, Syriuszu. – poinformował Blacka Albus.
-To był żarcik. Nie rozumiem, czym się przejął. – burknął Syriusz.
-Mogłeś to zrobić inaczej. – ofuknął go Lupin.
-Tobie to nie przeszkadzało!
-Sądziłem, że zachowasz się jak dorosły człowiek i nie zawiesisz mojej całonocnej pracy na ścianie w Wielkiej Sali! Pomyślałeś, co ludzie sobie pomyślą?!
-A co to ma do rzecz? – skontrował Łapa.
-Pomyślałeś, jak on się poczuł?
-Nigdy nie sądziłem, że on jest aż tak wrażliwy. – zakpił Syriusz.
-To mogłeś sobie przynajmniej pomyśleć o Sam!
-A tak na marginesie – wtrącił się Albus. – to gdzie ona jest?
-Kto? – spytał Łapa.
-Sam.
-Pewnie na lekcjach.
-Nie byłbym tego taki pewien. – dyrektor spojrzał na Huncwotów. – Może jej poszukacie?
-No dobra. – Łapa zgodził się niechętnie.
-A tak przy okazji poszukajcie Lary Nox. – zawołał za nimi Albus, gdy zamykali drzwi.
***
-Teraz powinna mieć mugoloznawstwo. – doszedł do wniosku Lupin po dokładnej analizie planu.
-To chodźmy. – powiedział Łapa i powlekli się korytarzem w stronę pracowni.
***
-Tak więc… - powiedział Brian Redgrave, nauczyciel mugoloznawstwa (mając dziwne wrażenie, że nikt go nie słucha, co nie było całkiem pozbawionym sensu wrażeniem, gdyż taka była najoczywistsza prawda). - …organizacja społeczna w mugolskich mia… - tu wywód przerwało mu pukanie i do sali wszedł Łapa.
-Cześć! – te słowa skierował do Briana, a następnie do klasy. – Jest Sam?
-Nie. – odparł Malfoy.
-A Lara Nox? – kontynuował Syriusz.
-Nie.
-A to przepraszam. – i Łapa wyszedł z sali.
-…stach… - kontynuował Redgrave.
***
-To gdzie ona może być? – zastanawiał się na głos Łapa.
-To przez ciebie! – ocenił Remus. – To był twój głupkowaty pomysł.
-Może i mój, ale ja w życiu nie przewidywałem takiego obrotu sprawy.
-Bo ty niczego nie przewidujesz. – doszedł do wniosku Lupin. – Ja idę do biblioteki i lochów, a ty do pracowni czwartego i piątego piętra. Poproś Filcha o pomoc w szukaniu tych dziewczyn. – polecił odchodząc.
-Co? – zdziwienie stało się udziałem Blacka. – Filcha????
***
Sam sunęła korytarzem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|