Forum Ferajny
Forum Świstaków
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Forum Ferajny Strona Główna
->
Fan Fiction
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Twórczość
----------------
Fan Fiction
Inne Opowiadania
Wiersze
Niezdefiniowane
Piosenki
Inne
----------------
Inne :D
Sprawy Organizacyjne
Propozycje Dotyczące Forum, pretensje
Ogłoszenia
Hobby
----------------
Literatura
Film
Muzyka
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Mierzeja
Wysłany: Nie 9:30, 11 Lut 2007
Temat postu:
U mnie najlepiej pisze się na wykładach i ćwiczeniach z macro - dlatego, że jestem przygotowana do tych zając jak Hermiona-> dwa tematy do przodu. I jeszcze potrafię jakieś złosliwe komentarze w trakcie dołożyć....
Andromeda Mirtle
Wysłany: Sob 22:25, 10 Lut 2007
Temat postu:
Ja pisałam w zeszłym semestrze (letnim 2005/2006). Przez to między innymi we wtorek piszę poprawkę ze statystyki. No bo przecież na statystyce najfajniej się pisało. I na wykładzie, i na ćwiczeniach.
Mierzeja
Wysłany: Sob 13:09, 10 Lut 2007
Temat postu:
To ma prawie rok (polecenie), a ja cały czas nie napisałam... ech...
Andromeda Mirtle
Wysłany: Sob 0:52, 10 Lut 2007
Temat postu:
Wszystkie są fajne. Tylko niektóre mają strasznie wymagające warunki w porównaniu do innych. Na przykład brak "nie" albo "mieć". Swoją drogą nie wpisałam jeszcze polecenia z "Dajcie mi chwilę", gdzie ma pojawić się 408, a nie 515
Mierzeja
Wysłany: Pią 6:56, 09 Lut 2007
Temat postu:
Bardzo dobrze. mam nadzieję, że ktoś jeszcze napisze fik do tego polecenia, bo jest fajne.
Andromeda Mirtle
Wysłany: Czw 23:46, 08 Lut 2007
Temat postu:
Wstawiłam linka pod poleceniem. Teraz prowadzi do tego tematu.
Mierzeja
Wysłany: Czw 7:28, 08 Lut 2007
Temat postu: Sim Sala Bim Apsik!
Polecenie jest
tutaj
Fik trochę dziwny, ale chyba wszystkie moje twory reprezentują moje skrzywienie zawodowe....
Sim Sala Bim Apsik!
Harry Potter patrzył na zapłakany krajobraz. Świat za oknem mókł i nic nie zapowiadało poprawy pogody, a szczególnie profesor Trelawney głosząca rychłe nadejście powodzi. Taki stan rzeczy utrzymywał się od ponad tygodnia. Dodatkowo bezterminowo odwołano treningi Quidditcha. Nieprzychylny los wyraźnie pokazywał, kto tu rządzi.
Na domiar złego miał szlaban ze Snape’em – dziś, zaraz po śniadaniu.
Weekend nie mógł zacząć się gorzej.
Oczywiście śniadanie było katastrofą.
Przez cały czas Harry zerkał ukradkiem to na Hermionę, to na Snape’a. Ostatnimi czasy prowadzili ze sobą wojnę – ona na każdym kroku nie zgadzała się z profesorem, głośno komentując jego wypowiedzi, a on na nią wrzeszczał. Obecnie mierzyli się wzrokiem.
Harry nie wiedział nawet, od czego owa niezgoda między Snape’em a Hermioną się zaczęła. Najdziwniejsze było jednak to, że Mistrz Eliksirów nie odejmował Gryffindorowi punktów.
- Nie drażnij go – poprosił, dźgając Hermionę łokciem. – Ja mam z nim zaraz szlaban.
- Następny przebrzydły szowinista – syknęła Granger i ku ogólnemu zdumieniu wymaszerowała z sali, powiewając szatą.
- Myślisz, że mogę wziąć jej budyń? – spytał Ron, patrząc łakomie na porzucony śmietankowy smakołyk z plamą syropu wiśniowego na środku.
- A jeśli wróci? – Neville, wygłosiwszy to pytanie, schował głowę w ramiona.
- Thudno. – Ron zaaplikował sobie łyżkę budyniu. – Ej stata.
Mistrz Eliksirów zakończył spożywanie posiłku i wyszedł z Wielkiej Sali żegnany nienawistnymi jak i rozmarzonymi spojrzeniami. O ile przyczynę tych pierwszych Harry doskonale rozumiał, o tyle te drugie budziły w nim zdumienie oraz niesmak. Podobnie rzecz musiała się mieć z samym obiektem dziewczęcych (w stu procentach) westchnień. I choć Opiekun Domu pienił się, rzęził niemalże i dawał monstrualne szlabany z Filchem, nie przynosiło to rezultatów.
Oczywiście Snape nie mógł zapomnieć. Przy drzwiach wyciągnął z kieszeni zegarek wyglądający wyjątkowo staro oraz złoto i, upewniwszy się, że jest już dziesiąta, zaprezentował go ponad głowami zebranych. Wyraźnie dał do zrozumienia, że spóźnień tolerować nie ma zamiaru.
Drzwi do pracowni były otwarte, lecz Harry i tak zapukał. Nie miał zamiaru wysłuchiwać uwag o braku wychowania. Poprzednim razem Snape uraczył go długim wywodem. Zawierał wiele nieznanych i rzadko spotykanych wyrazów, a mówił o tym, że może lepiej było zostać w komórce pod schodami na resztę życia, bo tam brak manier nie rzucałby się w oczy.
- Potter – powiedział Mistrz Eliksirów z niesmakiem. Zabrzmiało to tak, jakby żałował, że musi mieć kontakt z człowiekiem o tak nieciekawym nazwisku i rozczochranej fizjonomii.
Harry przez chwilę miał jeszcze nadzieję, że zdegustowany widokiem jego podartych dżinsów wyzierających spod szaty i znoszonych adidasów profesor odeśle go do wieży.
- Czy widzisz to pobojowisko, Potter? – Snape oderwał wzrok od Gryfona i przeniósł go na klasę noszącą liczne znamiona działalności uczniowskiej. – To wszystko dla ciebie. Nie jestem ci w stanie odmówić przyjemności spędzenia sobotniego przedpołudnia, a jeśli będziesz nalegał, to również popołudnia i wieczoru w moim towarzystwie. Jak zwykle sugerowałbym, byś nie próbował oszukiwać i używać magii. Połóż swoją różdżkę na moim biurku, Potter. Mam nadzieję, że nie masz sklerozy w tak młodym wieku i pamiętasz, gdzie jest niezbędny sprzęt.
Harry niechętnie powlókł się do profesorskiego biurka i wyciągnął różdżkę z kieszeni szaty. Zawahał się, zanim położył ją na blacie obok wypracowań trzeciego roku. Popatrzył jeszcze raz na salę, zastanawiając się, od czego zacząć.
Pierwsze dwa stoły wyglądały na czyste, jednak okazało się, że blaty pokrywa lepka, przezroczysta substancja. Na czwartej ławce musiał mieć miejsce wybuch. Cały stół pokrywała gruba warstwa dawno zastygłej, amarantowej mazi. Siła eksplozji przyozdobiła również okoliczne ławki i podłogę, a nawet zawieszonego pod sufitem krokodyla. Na końcu sali znajdowało się epicentrum kolejnej katastrofy. Tu długie, zielone sople zwisały z powały i sięgały niemal podłogi.
- Potter, przestań podziwiać krajobrazy, tylko weź się do roboty – warknął Snape.
Sala po dwóch godzinach szorowania, pucowania i zeskrobywania wyglądała niewiele lepiej. Harry usiłował oderwać od sufitu zielone sople. Szło mu to dość opornie, gdyż okazały się one lepkie i śmierdzące niczym smarki trolla.
Obecnie balansował na piramidzie zbudowanej ze stołu i krzesła, starając się pozbyć zielonego paskudztwa zarówno ze sklepienia, jak i własnej szaty.
Snape sprawdzał wypracowania, mamrocząc do siebie jakieś zapewne złośliwe komentarze. Raz po raz zerkał jednak na Pottera, upewniając się, czy przypadkiem się nie leni.
- Jak to możliwe, że wszyscy siódmoroczni unikają sytuacji prowadzących w efekcie końcowym do otrzymania szlabanu? – Snape utkwił spojrzenie w Harrym, a ten zachwiał się. – Tylko ty masz zawsze takiego pecha, Potter. – Mistrz Eliksirów zaprzestał notowania uwag na marginesie jednej z prac. – I sugerowałbym, żebyś nie spadł, bo pani Pomfrey zapewne podejrzewałaby mnie o celowe działanie na twoją szkodę.
Harry zamrugał nieco zdziwiony. Spodziewał się tekstu w stylu: „Pośpiesz się, Potter. Guzdrzesz się jak toksyczak” wygłoszonego jadowitym tonem. Tymczasem pytanie było mało złośliwe, a o jadzie Mistrz Eliksirów najwyraźniej zapomniał.
- To nie ja… - zaczął.
- Biedny, pokrzywdzony przez życie Potter – sarknął Snape. – Nie pracuję w towarzystwie dobroczynnym i nie zamierzam się nad tobą litować. Jestem po prostu zaskoczony, że wolisz moje towarzystwo niż przygotowania do owutemów.
Harry już otworzył usta, by zaprotestować i usprawiedliwić się. Mina nauczyciela wyraźnie mówiła mu, że to nienajlepszy pomysł.
- Przerwa, Potter. O 14.00 chcę cię tu widzieć ponownie.
Harry pognał w kierunku najbliższej łazienki. Gdy udało mu się pozbyć z rąk i twarzy zielonych „smarków”, ruszył w kierunku Wielkiej Sali. Dziewczyny początkowo chichotały, a następnie odsuwały mu się z drogi. Najprawdopodobniej odstraszał je zapach. Powonienie Harry’ego przywykło już do owego smrodu, czego nie można było powiedzieć o cudzych nozdrzach atakowanych teraz ostrą wonią niemytego górskiego trolla.
- Cuchniesz – powiedziała Hermiona, odsuwając się nieco.
- Wiem. – Harry usiadł obok niej, a ona odsunęła się ponownie.
- Kąpałeś się w smarkach trolla? – spytał Ron, na chwilę odrywając się od „Tysiąca krzyżówek panoramicznych”. Owe podarował mu Harry na Boże Narodzenie. Krzyżówki były całkowicie mugolskie, więc rozwiązywanie ich dawało nie tylko Ronowi wiele radości.
- Sprzątałem pracownię eliksirów – odparł, wypinając z dumą ubrudzoną pierś.
- Jedno nie wyklucza drugiego – mruknęła Hermiona.
- I jak było? – Ron przekręcił krzyżówkę do góry nogami, jakby mu to miało pomóc w myśleniu.
- Jak zwykle. – Harry zaczął pałaszować nałożoną mu przez Hermionę pieczeń i ziemniaki.
- „Pomocnik młynarza” na dziesięć liter?
- Młynarczyk – mruknęła Hermiona.
- A „dźwig osobowy” na pięć liter, druga i?
- Winda. – Harry sięgnął po dzbanek z sokiem. – Snape jest dziś jakiś dziwny.
- Dziwny? – Ron odłożył ołówek.
- Mało złośliwy – wyjaśnił Harry. – Jakby myślał o czymś innym.
- A ty, jako biegły w legilimencji student siódmego roku, byłeś to w stanie stwierdzić, tak? – Hermiona wybrała z patery rumiane jabłko i zaczęła wycierać je o rękaw szaty.
- Hermiono, umówisz się ze mną? – spytał niespodziewanie Weasley.
Harry zakrztusił się sokiem, lecz Granger nie wyglądała na zaskoczoną.
- Ron, czy ty rozumiesz, że „nie” znaczy „nie”?
- Chyba nie zamierzasz zostać zakonnicą, co?
Hermiona popatrzyła na trzymany w ręku owoc, a potem na Rona. Harry pochylił się nad talerzem. Siedzenie między tą dwójką bywało niejednokroć niebezpieczne.
Granger zmarszczyła brwi.
- Zakonnicą, powiadasz?
- Z nikim się nie spotykasz i w ogóle – kontynuował Ron już nieco mniej pewnie. Mina przyjaciółki wyraźnie mówiła, że nie jest ona zainteresowana kontaktami na stopie towarzyskiej z osobnikami płci odmiennej.
Jabłko ugodziło Weasleya w czoło.
- Za co? – spytał zaskoczony.
- Palant – warknęła Hermiona, wstając.
- To nie Snape jest dziwny, tylko ona. – Ron oparł głowę o blat.
- Która godzina? – spytał z paniką Harry, przerażony nie na żarty perspektywą spóźnienia. Snape zapewne wymyśliłby mu jakieś dodatkowe zajęcia w ramach szlabanu.
- 13.58. Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – spytał z wyrzutem Ron.
- Tak. Oczywiście – zapewnił go Harry. – Na razie. – I pognał w kierunku lochów.
Snape’a przy stole nauczycielskim nie było już od dawna.
Zatrzymał się, słysząc rozmowę Hermiony i Snape’a.
- Mogłam ci nie mówić. – Spokojny głos Granger dobiegał zza posągu Fryderyka Nieśmiałego.
- Nie mówić? – Szept Snape’a przesączony był niedowierzaniem.
- W sumie to nie twoja sprawa – kontynuowała Gryfonka. – To tylko i wyłącznie mój problem.
- Nie moja sprawa?! – Mistrz Eliksirów podniósł głos.
- Nie rób sceny, Severusie.
Harry’emu obie brwi uniosły się w niemym zdumieniu. Ten jednak moment wybrał Snape, by porzucić cienistą niszę za posągiem i wyłonić się na oblany mdłym blaskiem pochodni korytarz. W jednej chwili twarz Opiekuna Domu przybrała straszny wyraz. Harry cofnął się. Tylko raz widział Snape’a w takim stanie.
- Potter – wycedził nauczyciel przez zęby. – Czy ty zawsze musisz zjawiać się tam, gdzie jesteś niemile widziany?
Harry opanował chęć natychmiastowej ucieczki. Wprawdzie poprzednio Snape rzucił w niego słoikiem, lecz teraz nauczyciel nie miał ani środków, ani powodu, by się denerwować. Potter był prawie pewny, że nie wsadził głowy do cudzej myśloodsiewni (chyba że ta zaatakowałaby go z zaskoczenia).
- Co ja mam z tobą zrobić, Potter… - cedził dalej Snape. - …żebyś przestał szukać problemów?! Żebyś nie wsadzał swojego gryfońskiego nosa w sprawy, których nie rozumiesz… Podpowiedz mi jakiś sposób, bo brakuje mi już własnych pomysłów.
Harry cofnął się.
- Gryffindor traci dziesięć punktów – kontynuował Mistrz Eliksirów. – A jeśli zaraz nie zejdziesz mi z oczu…
Harry nie czekał, aż Snape przedstawi mu w całości starannie dopracowaną groźbę. Uciekł do Pokoju Wspólnego.
- Mówisz do Snape’a po imieniu? – spytał Potter, starając się opanować ziewanie, co było dość trudne. Od trzech godzin powtarzali zaklęcia, a Hermiona bezlitośnie komentowała Potterowskie luki w podstawowej jej zdaniem wiedzy.
- Gdzie masz „Transmutację” Moltona? – Granger zdawała się zainteresowana tylko przygotowaniem do owutemów. Jednakże rumieniec zabarwił jej policzki.
- Nie wypożyczyłem – wyjaśnił Harry. – Zaraz po nią pójdę.
Zniknął na schodach prowadzących do sypialni i po chwili pojawił się, dzierżąc w ręce pelerynkę-niewidkę.
Po północy na korytarzach szkolnych można spotkać kota, dozorcę, tłumy nauczycieli starających się schwytać naruszających ciszę nocną uczniów, a nawet dyrektora placówki.
Albus Dumbledore opierał się o balustradę i był doskonale widoczny dzięki księżycowemu światłu wpadającemu przez okno. Harry postanowił szybko przemknąć obok ciała pedagogicznego. Dyrektor był postacią nadzwyczaj barwną i nieprzewidywalną. W każdej chwili mógł porzucić kontemplację zaokiennych widoków na rzecz spaceru czy poszukiwania niesfornego ucznia. Potter wolał nie ryzykować. Do tej pory nie miał pewności, czy Dumbledore nie potrafi aby przypadkiem patrzeć przez pelerynki-niewidki. Wprawdzie nie miał magicznego oka, lecz to jeszcze o niczym nie świadczyło.
- To nie było zbyt mądre – powiedział stary czarodziej do niewidocznego rozmówcy.
Harry zamarł i wyciągnął mapę z kieszeni. Gdy wychodził z biblioteki był pewny, że nikogo poza dyrektorem nie ma w tej części zamku. Filch z Panią Norris spacerowali po czwartym piętrze. Uciekała przed nimi kropka opatrzona adnotacją „Crabe i Goyle”. W Wielkiej Sali szalał Irytek, a Nick sunął przez salę transmutacji w kierunku schodów.
Harry aż sapnął z wrażenia. Mapa twierdziła, że nieopodal Dumbledore’a stoi nie kto inny, a Snape.
- Czym zasłużyłem sobie na drugą w tym tygodniu umoralniającą pogadankę? – spytał jadowitym szeptem.
- A czy ja zasugerowałem choćby takową? – Dyrektor uśmiechnął się. – Stwierdziłem fakt. Obydwoje jesteście dorośli i to wasza sprawa. Ja mogę tylko życzyć wam szczęścia na nowej drodze życia.
Snape wyłonił się z cienia. Był najwyraźniej lekko zszokowany, bo jego cera miała nieco zielonkawy odcień.
- Dziękuję, dyrektorze – powiedział spokojnie. – Niestety, obawiam się, że żadnej „nowej drogi życia” nie będzie, gdyż zaręczynowy pierścionek cały czas leży w szufladzie mojego biurka. Panna Granger nie wydawała się zainteresowana.
Harry z wrażenia oparł się o stojącą tuż obok zbroję, a ta zachwiała się.
- Potter! – wycedził Mistrz Eliksirów, słysząc hałas i zapalając światło na końcu swojej różdżki.
Harry nie czekał, aż profesor ruszy w jego stronę – nie bacząc na czyniony hałas, pognał do wieży.
Niedzielny poranek zaczął się dość spokojnie. Harry powoli przeżuwał kanapkę z szynką, majonezem, papryką i czymś, co nie dało się zidentyfikować. Naburmuszona Hermiona siedziała obok niego. Kilkanaście minut po północy powitała go przy Grubej Damie słowami: „Słoń w składzie porcelany zrobiłby mniej hałasu!”. Dodatkowo nazwała go nieukiem marnującym jej cenny czas, bo zaczął ziewać o wpół do drugiej.
- Ron, musimy iść do biblioteki – szepnął, strzepując okruchy ze swetra.
- Do biblioteki! – Weasley skrzywił się. Jego uczulenie na wszelkiego rodzaju wiedzę uaktywniło się. – No dobrze.
Przeżuwanie trwało nadal.
- Hermiono. Cofam to, co powiedziałem wczoraj – oznajmił niespodziewanie Ron. Mina Granger wyrażała umiarkowane zainteresowanie. – Ty nie jesteś zakonnicą, a wojowniczą walkirią!
Hermiona popatrzyła na niego podejrzliwie.
- I tak się z tobą nie umówię – burknęła, dolewając sobie soku.
- Jesteś przekonana? – spytał Ron z nadzieją, że odpowiedź będzie negatywna.
- Dajcie mi wiatrówkę, a strącę mu tę pustą makówkę! – Chwyciła widelec.
Harry rozpłaszczył się na stole. Nie chciał, by Hermiona w ferworze walki wydłubała mu oko. Ron odsunął się nieco.
- Zrozumiałem – zapewnił, patrząc na wypolerowane metalowe zęby, po czym wyciągnął podniszczony już „Tysiąc krzyżówek panoramicznych”.
- Robisz się agresywna – zauważył Harry.
- To lepiej mnie nie drażnij.
- „Synonim idiota, palant” – odczytał Ron.
- Gryfon – warknęła Hermiona. Rzuciła widelec na stół i wyszła z sali.
- Nie pasuje.
- Do biblioteki. – Potter porzucił kanapkę i chwycił Weasleya za rękaw. – Idziemy!
- Mógłbym się dowiedzieć, dlaczego mnie tu zaciągnąłeś? – spytał Ron z wyrzutem, rozcierając obolały łokieć.
Harry oparł się o parapet, zastanawiając się, jak to ująć, by Weasley zrozumiał i nie zaczął panikować.
- Hermiona jest ze Snape’em – oznajmił, uznając, że atak bezpośredni nie może zaszkodzić.
- Teraz?
Harry westchnął.
- Ogólnie. W tej chwili być może również.
- Co?! – Ron podniósł głos, a pani Pince wychyliła się z sąsiedniej alejki.
- Rozumiem, że jesteście zainteresowani perspektywą zbliżających się owutemów, lecz to jest biblioteka i obowiązują tu określone zasady. Jeszcze raz będę musiała zwrócić wam uwagę, a dostaniecie szlaban.
Ron patrzył przez chwilę z otwartymi ustami w ślad za oddalającą się bibliotekarką i gdy zniknęła, spytał już szeptem:
- Co?
- To, co słyszałeś. – Harry zaczynał zastanawiać się, czy dobrze zrobił, mówiąc przyjacielowi o całej sprawie. – Musimy coś z tym zrobić.
- Mamy go uszkodzić?
- Nie. – Harry’ego nie za żarty przeraziła perspektywa działania na szkodę profesora. Szczególnie że Mistrz Eliksirów wyciągnąłby względem nierozważnych Gryfonów daleko idące konsekwencje. – Snape’a zostawmy w spokoju. Nie wiem, jak ty. Ja chcę żyć. Zajmijmy się lepiej problemem Hermiony.
- Sugerujesz, że jest zakochana? – spytał zszokowany tą myślą Ron.
- Jakby nie była, to dobrowolnie nie spotykałaby się ze Snape’em. Nikt dobrowolnie by tego nie robił. – Harry zawahał się. – Mogę na ciebie liczyć?
Ron rozejrzał się.
- Oczywiście. Czyli mamy sprawić, by Hermiona się odkochała, tak?
Potter przytaknął.
- Eliksir czy zaklęcie?
- Z dwojga złego wolę eliksir. – Harry ruszył w kierunku katalogu podręcznego.
Harry jeszcze raz przyjrzał się odręcznie skreślonej notatce.
- Gdzie to jest? – wymamrotał, przeszukując półkę.
Pani Pince twierdziła, że „Eliksiry dla zdesperowanych” na pewno tu są. Harry był zdesperowany, ale książki nie mógł zlokalizować. Ron siedział na podłodze i z trudem odczytywał poszczególne tytuły.
- O! Jest! – wykrzyknął Weasley po kilku minutach wypełnionych złorzeczeniem Harry’ego.
Wspólnymi siłami wyciągnęli opasłe tomisko spomiędzy dwu podobnych mu tomów. Upadło na podłogę, wzbijając obłok szarobrunatnego kurzu.
- Stare badziewie – mruknął Ron, patrząc, jak jego przyjaciel przerzuca kilka pierwszych kartek. – Nie ma nawet spisu treści.
- Brodawki, kurzajki, łysina… - czytał tymczasem Harry, starając się znaleźć odpowiedni przepis. – Złośliwi sąsiedzi, trolle… Nieszczęśliwa miłość… To chyba to. Jak sądzisz? – Potter na wszelki wypadek przerzucił jeszcze kilkanaście stron, aż do następnego rozdziału.
- To chyba byłoby lepsze. – Ron wskazał na pogrubiony tytuł.
- To raczej na Snape’a. – Harry przebiegł wzrokiem pierwszą stronę. – Tak szczerze, to on mi nie wygląda za bardzo na szaleńca.
Ron spojrzał nań groźnie.
- Wygląda raczej na Snape’a – wyjaśnił. – Poza tym widziałem opis Eliksiru Dezmiłosnego. O, tu.
- Mamy to wszystko? – Weasley zerknął na długą listę składników.
- Raczej tak… - Harry dźgnął jedenastą linijkę tekstu. – Tylko ropa z czyrakobulwy musi być świeża, a liść mandragory niezwiędły. Pozostałe składniki mamy. Przepisz to, a ja zorganizuję tę śmierdzącą ropę i pozostałe paskudztwa. – Ruszył w kierunku wyjścia. – Za godzinę spotykamy się w łazience Marty.
Harry odetchnął głęboko i oparł się o drzwi. Szalona ucieczka przed Sprout zakończyła się niemalże pełnym sukcesem. Profesorka bardzo chętnie pokazała mu wszystkie groźniejsze rośliny. Nie zauważyła nawet, że Harry przelał do fiolki nieco świeżo wyciśniętej nauczycielską ręką ropy z czyrakobulwy. Sprout bez oporów dała się odciągnąć w głąb szklarni, gdzie rosły mandragory i kilkanaście gatunków rosiczek. O ile te drugie nie interesowały Harry’ego nawet w najmniejszym stopniu (w przeciwieństwie do profesorki), o tyle te pierwsze kusiły zielonymi liśćmi. Gdy nauczycielka zniknęła wśród rosiczek wraz z wiadrem o podejrzanie mięsnej zawartości, Harry chwycił dorodny liść i wyrwał go.
Wrzask mandragory stłumiła ziemia, ale Sprout wyłoniła się niemal natychmiast spomiędzy wielkich liści i krwiożerczych kwiatów. Harry, nie czekając na dalszy rozwój wypadków, wybiegł ze szklarni, słysząc przekleństwa i odjęcie Gryffindorowi piętnastu punktów. O wiele łatwiej byłoby to zrobić w pelerynce-niewidce, lecz Potter sądził, że poradzi sobie z problemem stróżującego ciała pedagogicznego. Nie przewidział tylko pogoni.
Okazało się, że nauczycielka ma całkiem niezłą kondycję. Udało mu się ją zgubić gdzieś na drugim piętrze. Nadepnęła na stopień-pułapkę.
Znad kociołka patrzyły na niego dwie pary oczu.
- A co on tu robi? – spytał Harry, patrząc w wyjątkowo inteligentne kocie oczy.
- Przyszedł za mną. – Ron rozstawiał wokół siebie słoiczki z różnobarwną zawartością. – Hermiona gdzieś poszła i zostawiła go w Pokoju Wspólnym. Tak powiedziała mi Ginny. Masz wszystko?
Harry przytaknął.
- To do roboty, stary. – Ron przykleił zaklęciem pergamin do ściany, by ten nigdzie się nie zapodział. – Jeśli się pospieszymy, to Hermiona jutro będzie kobietą o wolnym sercu.
- Pewnie z tobą i tak się nie umówi. – Harry wyciągnął zdobycz z kieszeni.
- Ważne jest, że na pewno nie umówi się ze Snape’em.
Słońce już dawno skryło się za horyzontem, a Ron i Harry cały czas dodawali kolejne składniki przy mdłym blasku „Lumos”. Eliksir miał zapach delikatnej mięty i kolor mdłego różu. Krzywołap zwinął się w kłębek przy kociołku i obserwował poczynania Gryfonów spod przymrużonych powiek.
- Daj tę ropę. – Ron zerknął na pergamin.
Harry przechylił fiolkę i kilka kropel zabarwiło wywar na bliżej nieokreślony kolor.
- Teraz inkantacja. – Weasley mruknął „Lumos”, by lepiej widzieć.
Kot wstał, zaciekawiony poczynaniami warzycieli eliksirów.
- Sim… – Harry z trudem odczytał bazgroły Rona. - …Sala Bim… A psik! – Usiłował odpędzić kota od wywaru, bo ten wsadził głowę do kociołka. Eliksir stał się niebieskoszary.
- Psik! – powtórzył Harry, dźgając Krzywołapa różdżką.
Zwierzę syknęło ostrzegawczo.
- Musimy zaczynać jeszcze raz przez tego kota! – Ron najwyraźniej zaczynał robić się zły.
- Jaka szkoda, że nie wybuchło. – Marta wychyliła głowę z jednej z kabin.
- Wynoś się! – warknął Weasley, a rezydentka łazienki zniknęła z głośnym lamentem okraszonym pochlipywaniem.
- A kogóż ja tu widzę?
Drzwi otwarły się bezszelestnie i stanął w nich Snape.
- Potter, czy mi się tylko wydaje, czy jest cisza nocna?
Harry nerwowo przełknął ślinę.
- Severusie… - Hermiona stanęła obok Snape’a. – Dasz im szlaban. Jutro – dodała z naciskiem.
Potter zauważył na prawej ręce Granger pierścionek z jakimś błyszczącym, niebieskim kamieniem. Ron najwyraźniej również. Z wrażenia potrącił kociołek, a eliksir rozlał się, sycząc nieprzyjemnie.
Harry nie znał się na pierścionkach, a o tym mógł powiedzieć jedynie tyle, że wygląda na zaręczynowy. Znał natomiast zestaw groźnych min Mistrza Eliksirów, a obecna mówiła mu, że kary nie uniknie.
KONIEC
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin